Z krakowskim trio spotkałem się niedługo przed ich występem we Wrocławiu, otwierającym przy okazji noworoczną trasę. Jak okazało się już w trakcie rozmowy, były to prawdopodobnie ostatnie koncerty Kaseciarza, którego znamy. Czasy Surfin Małopolska czy Motörcycle Rock and Roll ewidentnie przeminęły z wiatrem i to bynajmniej nie dla fanów, a dla samego ich autora i jego kolegów. Echa wydanego dwa lata temu Gay Acid co prawda jeszcze wybrzmiewają, ale to co ma nastąpić zapewne skutecznie je zagłuszy. Ja sam pamiętam jak moja szczęka wylądowała na podłodze, kiedy usłyszałem Kaseciarza na OFF Festivalu i jestem pewien, że stanie się to drugi raz. Być może za sprawą inaczej nazwanego projektu, pewnie grającego z goła coś innego. Domysły snuć można długo, ale czego naprawdę możemy się spodziewać, opowiedzieli nam sami sprawcy zamieszania.

Jak widać, skład się zmienił i na pewno zmieni się również brzmienie. Jak myślicie, w jaką stronę to pójdzie?

Maciek Nowacki: Nie wiem. Do tej pory robiły się nagrania, a dokładniej 15 utworów, ale wywaliliśmy je wszystkie do kosza.

Dlaczego?

Maciek: Bo okazały się nudne. Przynajmniej dla mnie.

Olek Margasiński: Po prostu nie kleiły się ze sobą w tym naszym nowym składzie. Razem z Szymkiem niespecjalnie mieliśmy wczutę w te numery. Po prostu nie szło. Pewnego dnia Maciek do nas przyszedł i powiedział „koniec tego”.

Te odrzucone kawałki tworzone były w tym składzie czy wcześniej?

Maciek: Pisane były na pewno już z Szymkiem na pokładzie, który ma dłuższy staż niż Olson. Jakoś tak naturalnie wyszło, że te utwory przestały się ze sobą kleić i trzeba było zrobić radykalny krok. Jestem z tego zadowolony – ustalmy , że Kaseciarz odchodzi do przeszłości i jeśli będzie jakimkolwiek dalej działającym projektem, to będzie rzeczą wyłącznie studyjną.

Zatem idą zmiany. Najpierw pływaliście na deskach surfingowych, później śmigaliście na motorach. Ostatnio to chyba nawet były czołgi. Na co przesiądziecie się tym razem?

Maciek: No teraz to już tylko statki kosmiczne.

Olek: Głównie klapki.

Maciek: Raczej bambosze.

Czyli będzie przyjemnie i ciepło.

Maciek: No, możliwe. Piosenki będą przytulaśne.

Olek: Lazurowo.

To mi się kojarzy z Francją. Planujecie w niedalekiej przyszłości grać za granicą?

Maciek: Teraz nie, bo to ostatni moment, kiedy gramy jeszcze te kaseciarzowe utwory. Potem robimy sobie krótkie wakacje i bierzemy się za inne rzeczy.

Olek: Jakie wakacje?! Nie robimy żadnych wakacji.

Maciek: Dla mnie to będą wakacje! Bo już nie będzie takiej presji. Na mnie przynajmniej, jeśli chodzi o robienie materiału. Chyba będziemy robić to bardziej demokratycznie.

Jak będzie z brzmieniem? Dalej zadymione jak na Gay Acid ?

Maciek: No roztopione to wszystko będzie, mam nadzieję.

Olek: Produkcja będzie dużo lepsza niż na wszystkich pozostałych płytach Kaseciarza. Więc jakkolwiek by tego nie opisać, na pewno będzie to dobrze brzmiało. W końcu.

Maciek: Ja postanowiłem przerzucić swoje producenckie talenty na inne grupy m.in. na zespół Torpur, który tutaj pozdrawiam. Wolę zajmować się kimś innym, bo to jest podwójnie stresujące zajęcie, jak jednocześnie nagrywasz i produkujesz swoją muzykę.

Zostajecie z Instant Classic?

Maciek: Jak będą nas chcieli. Oni mają bardzo fajną politykę – wysyłasz im płytkę i szczerze mówią, jak coś im się nie podoba. Więc nie ma pół roku bez odzewu, np. mailowego, tylko od razu „nie” albo „spoko, bierzemy to”.

Ten materiał tworzycie pod gotową ideę, czy ona sama powstaje na bieżąco?

Maciek: Idea zrodziła się sama i wyszło tak, że wszystko brzmi jak shoegaze’owy Blink 182.

Olek: (śmiech) Nie wierzę, że to powiedziałeś.

Maciek: To jest zbyt dobre, żeby nie mówić!

Co weźmiecie z Blink 182 – image czy brzmienie?

Maciek: Ja myślę, że w obu kwestiach się dopasowujemy, bo jest nas trójka i możemy np. przebiec jak w teledysku do „What’s My Age Again” i może nas MTV puści.

Maciek: To zależy. Ostatnio słucham na przykład dużo pancurów, bo dużo ciekawych rzeczy dzieje się w świecie punk rocka. Na pewno znajdą się i takie elementy. Ale Szymek z kolei jest totalnym fanatykiem shoegaze’u i tym podobnych brzmień.

Olek: To wszystko zaczyna brzmieć właśnie jak taka dziwna mikstura.

Jak to jest z waszym poszukiwaniem korzeni gatunkowych w tworzeniu utworów? To jest bardziej recykling, czyli tworzenie czegoś nowego, czy odgrzebujecie i zostawiacie jak jest?

Maciek: Dla mnie jest to przede wszystkim praca na nieświadomce. Jeżeli wychodzi z tego plagiat, to na pewno nie specjalnie. W muzyce rockowej już wszystko zostało wymyślone, a niektóre riffy czy progresje akordowe wychodzą świeżo dlatego, że jest jakaś inna, osobista emocja z nimi związana. Nigdy nie uciekniemy od plagiatu.

Szymon Keler: Ten aspekt świeżości może polegać na tym, że wstawiany jest nowy kontekst. Połączenie Blink 182 i shoegaze’u jest faktycznie nieoczywiste i ewentualna świeżość może wynikać właśnie z tego typu pomysłów – daje to dużo przyjemności zarówno twórcom, jak i słuchaczom, którzy mogą odkryć coś nowego w tych, zdaje się, wytartych markach.

Maciek: Jeżeli robi się muzykę, to trzeba ją robić przede wszystkim dla siebie i własnej grupy. A jeżeli ktoś z zewnątrz to polubi, to jest to taka ładna premia. Robiąc nową muzykę, to – dla mnie przynajmniej – musi pojawić się moment, w którym te zapadki przeskakują i zaczyna to działać – robi się taki samograj. Wtedy ma to sens i warto to robić dalej. To chyba to najważniejsze uczucie.

Jesteście spontaniczni w tworzeniu?

Maciek: Spontaniczni i młodzieżowi.

Olek: Spontaniczni.

Szymon: Analityczni. Ktoś musi tutaj to wszystko równoważyć.

Olek: Ja w sumie jestem bardziej kontynentalny, a on analityczny, jeżeli o filozofii mowa. A Maciek po prostu lubi pisać dobre piosenki.

Maciek, ty zajmujesz się pisaniem i muzyki i tekstów?

Maciek: Aaa, tak. Ale co to jest, wiesz, napisać „yeah yeah, I love you” czy coś tam. Powiedzmy sobie szczerze, to nie jest wielkie pisanie jeżeli chodzi o język angielski i muzykę gitarową.

Od jakiegoś czasu zajmujesz się również śpiewaniem.

Maciek: Cały czas próbuję pogodzić się z tą decyzją. Co prawda była świadoma, ale zawsze miałem wielki strach związany z moim głosem, tym, jak będzie brzmiał. Teraz czuję, że z roku na rok bardziej mi to wszystko wisi. Po prostu to robię.

Czyli tak naprawdę to wypierasz tę myśl.

Maciek: No trzeba to robić. Ktoś musi. Poza tym, dodatkowy wokalista czy wokalistka nie zmieściłaby się do auta.

Olek: Dlatego ja będę śpiewał. Maciej się już oswoił ze swoim śpiewaniem, a ja też chcę śpiewać. Jest to dla mnie dosyć nowa sprawa. Zamierzenie jest takie, żeby ten nowy materiał miał chórki, żeby to było takie bardziej „sixties-owe”.

Maciek: My, wszyscy trzej, zaczynamy zgłębiać taki aspekt boysbandowy. Staramy się też dobrze wyglądać i prezentować. Myślę, że to też będzie ważnym elementem układanki. Zresztą, Blink 182 też był bardzo atrakcyjnym wizualnie zespołem. Więc my też postaramy się takie nowinki do tego niezalu wprowadzić.

Wracając do Gay Acid . Czy Kaseciarz w jakikolwiek sposób przypomina zespół, o którym opowiadasz na albumie?

Maciek: Ja nigdy nie przeżyłem takiej przygody jak lider grupy DuVraine Connection. Myślę, że jestem mądrzejszy. Nie wykorzystał mnie żaden szaman, to jest pewne. To jest taka uniwersalna, hollywoodzka historia, więc każdy może to do swojego życia przytemperować.

Olek: Tak tak, oczywiście każdy może. (śmiech)

Maciek: To jest uniwersalna treść, która trafi do każdego, małego i dużego.

Co było inspiracją do stworzenia tej historii?

Maciek: Może Spinal Tap… Ale po części, w każdej legendzie jest ziarnko prawdy. Pewne aspekty historii DuVraine Connection zostały przeżyte przez grupę Kaseciarz. Oczywiście, jak we wszystkich filmach teoretycznie opartych na faktach – zwykle ten fakt jest jeden, a reszta wątków to wymysły, ale liczy się. Tak więc gdzieś tam istnieją jakieś sytuacyjne inspiracje.

Pomysły z Gay Acid odbiją się na kolejnych nagraniach?

Maciek: To był bardzo spocony album. Mi się już nie chce tak grać. Tak riffowo.

Słyszałem, że teraz wolicie kraść akordy.

Maciek: No tak, „Stolen Chords”. To był utwór, który zrobiliśmy w obecnym składzie.

Olek: Sprawił, że kończy się Kaseciarz.

Maciek: To było pożegnanie, białe chusteczki. Tym utworem zakończył się pewien etap. Tekst też jest tam jednak ważny. Może to być nawiązanie do faktu, że w Polsce dużą uwagę przywiązuje się do oryginalności brzmienia tworu, a w USA wszyscy mają to gdzieś i masz kapele, które rąbią ten sam riff czy akord, ale ludziom to nie przeszkadza.

Będę drążył. Jaki etap przed nami?

Maciek: Kolorowy, mam nadzieję.

Szymon: Ja bym chciał, żeby był bardziej uwolniony i chyba to słychać po naszej muzyce, że troszeczkę sobie luzujemy te struktury piosenkowe. Idziemy w stronę swobodniejszego grania, improwizowania. Uciekamy w to też na żywo i to się chyba gdzieś odbija.

Olek: Mniej rockizmu.

Maciek: Raczej andropauza. Kabrio i zakola, ale bezwstydne.

Wcześniej pojawił się temat między postrzeganiem grania w Polsce i Stanach. Czym może różnić się taki przykładowy bóg rocka zza oceanu od naszego rodzimego?

Maciek: Porównując do, no nie wiem, Jimmy’ego Page’a z lat 70-tych, czyli tzw. „rock god”, istnieje wielka różnica między gwiazdami od nas czy z USA. Myślę, że jeżeli polscy wykonawcy mają wymieniane panewki (protezy np. biodra, przyp. red.), to na lepszy materiał. Dla mnie z  polskich bogów rockowych rodem z epoki to Nalepa był spoko. Może dlatego, że miał wszystko gdzieś, robił swoje.

Szymon: Gott is tot , o! (śmiech reszty) Nigdy żadnych bogów nie było i nikogo bym naprzód nie wymieniał. Procesualnie muzykę trzeba traktować, nie patrzeć na jakieś marki czy wytyczne, tylko robić swoje i to jest jedyny element, który może popychać muzykę do przodu. Ja nigdy nie miałem swoich wielkich nazwisk.

O czym w Polsce może marzyć taki zespół jak wasz?

Maciek: O ubezpieczeniu zdrowotnym. Ja o tym marzę.

Olek: O tym, żeby nagrywane płyty miały swoich odbiorców i żeby można było grać te koncerty dla ludzi i żeby oni przychodzili. Przede wszystkim jednak, żeby taki zespół miał poczucie, że dana płyta jest ważnym momentem w niedalekiej historii muzyki polskiej. Ale żeby tak było, to musi działać dużo innych poziomów. Jest to związane z pewną stabilnością czy rozwagą. Czyli, robiąc to, nie tracić dla tego zdrowia czy życia.

Szymon: A ja podejdę temat od innej strony – żeby ludzie czytali więcej literatury i chcieli o niej rozmawiać po koncertach.

Na zakończenie, akcent lokalny. Jak byście opisali krakowską scenę w 3 słowach?

Maciek: Bardzo ciasny grajdół.

Olek: Ja nie wiem. Mamy tę Stajnię Sobieski i znam te zespoły, ale innych nie kojarzę. Są jeszcze jakieś punki tam w warsztacie.

Szymon: Melancholia, stagnacja i saksofony. Jedyne, co w Krakowie można usłyszeć dobrego, to scena jazzowa.