Im dalej w las, tym mniej słów. Taką parafrazą skwitować możemy najlepsze spośród wydanych w tym roku polskich krążków, wśród których milczenie, rozumiane wokalnie, coraz częściej bywa złotem. Rodzima scena, wbrew panującemu przekonaniu, stającemu się powoli bezmyślną niechęcią, zyskała w tym roku powiew chłodnego powietrza, prezentując nie dwie, nie trzy, a dużo więcej muzycznych twarzy. W mijającym 2016 przydarzyło się mnóstwo ciekawych urozmaiceń na polu folkowym, alt – rockowym czy jazzowym. Furia, jaką tchną młodzi artyści nie domaga się ofiar, ale przeradza się w rzeczy piękne i radosne oraz, o czym przekonacie się poniżej, również zmysłowe czy eleganckie. Wszystkie 15 propozycji to zderzenia wielu inspiracji, czerpanych rzecz jasna często z Polski, ale i również z zagranicy, co tylko dowodzi, jak pięknie adaptujemy dźwięki świata – prowadzimy linie, proste lub krzywe, którymi spajamy kulturalne rozbieżności i wykorzystujemy kontrasty. Zespoły, które chcieliśmy wyróżnić wskazują, że nie ogarnęła nas wcale, tak usilnie wciskana nam, twórcza niemoc, a schody, które napotykamy, okazują się coraz częściej ruchome. Grupy debiutujące, takie jak Bownik i LAM, bądź artyści pokroju Zamilskiej wiedzą to już dobrze i korzystają z tej wiedzy mądrze. Także, dla wszystkich, którzy w tym roku nie sięgnęli po polską muzę, mówimy ”sorry boys” i polecamy nadrobić chociaż parę krążków. Nawiasem mówiąc, to co tu mamy, to tylko czubek góry lodowej. Zapraszamy!
znaczek

15. Sorry Boys – Roma

Bela Komoszyńska i spółka nie może uniknąć porównań do Florence + The Machine, jednak to, co prezentuje pod szyldem Sorry Boys, a już tym bardziej na najnowszym longplayu, jest dużo bardziej zuchwałe gatunkowo. Nie ma powodu, żeby nazywać oględnie Romę tworem folk – popowym i poza tym nie doszukiwać się w niej czegoś więcej. Na krążku wykorzystano spory wachlarz nie tylko stylistyczny, bo wędrujemy od smaków muzyki klasycznej, przez zagrania etniczne po sięgnięcie do przestrzeni, jaką zapewnia indie – pop, ale i emocjonalny. Napompowana atmosfera ustępuje raz po raz rozluźnieniu i wielu odcieniom radości. Gładka, bardzo chwytliwa produkcja nadaje wszystkiemu ostatecznie wymiar bardzo przyjemnego doświadczenia, które trafia do bardzo dużej grupy docelowej. M. Rypel [Posłuchaj]


14. Bownik – Bownik

Dość mały format, w jakim zamknęły się debiutanckie utwory wschodzącego projektu Bownik, został wykorzystany adekwatnie do jego prymitywnego przeznaczenia. Powstała tym samym piękna zajawka tego, co może czekać nas za rok lub dwa, a możemy spodziewać się solidnych kawałków z oryginalnym wokalem, drapieżnym charakterem i elementem, który można spokojnie nazwać kontrolowanym niepokojem. Dreszcz przechodzący po plecach słuchacza nie będzie niczym dziwnym, a wyłącznie dowodem, że warszawskie trio potrafi zaintrygować. – M. Rypel [Posłuchaj]


13. LAM – LAM

Drugi z tegorocznych debiutów Wacława Zimpla (o solowym Lines parę słów później) to propozycja nieco mniej skromna, bardziej eksponująca kunszt naszego znakomitego klarnecisty. Wraz z Krzysztofem Dysem i Hubertem Zemlerem stworzyli wypełniony po brzegi emocjami, zręcznie operujący zarówno ciszą jak i hałasem muzyczny pejzaż. Bardziej uwolnione klarnet i fortepian są świetnie równoważone przez chirurgiczną, utrzymującą wszystko w ryzach grę Zemlera. Trudno nie zachwycić się zastaną wirtuozerią, w przeciwieństwie do solówki Zimpla wzbogaconej o zaskakującą dawkę energii i momentami nawet tanecznego polotu. – M. Drohobycki [Posłuchaj]


12. Kroki – Stairs

Niby banalnie, bo znowu o miłości, bo trochę na smutno, bo elektronicznie, ale z gitarami. A jednak – Krokom, pomimo standardowej pułapki odtwórstwa udało się wyczarować naprawdę urokliwe dźwięki, wpisujące się w jesienno-zimowe preferencje sporej części polskiej publiczności. Jak sami mówią to “smutne piosenki wesołych chłopaków”, tworzone w oparciu o przestrzenną produkcję Szatta, bas Stachowiaka i wokal Mernera. Może to konkretne zetknięcie osobowości i inspiracji nadaje Stairs swoistej unikatowości. Utwory takie jak “Eyes”, “I Know” czy “Jungle” proponują melodie pozostające w pamięci na dłużej nawet po jednym odsłuchu, a w pozornie domowej całości kryje się olbrzymi potencjał koncertowy. Parafrazując Leszka Kołakowskiego, który napisał serię mini-wykładów o maxi-sprawach – Kroki i napisały, i zagrały: mini-album o maxi-klimacie. – M. Staniszewska [Posłuchaj]


11. Coldair – The Provider

Nieszablonowa produkcja, bogactwo kompozycyjne i ewidentny kunszt ukazany w wykończeniach. To, czego na swoim najnowszym krążku dokonał Tobiasz Biliński może burzyć wiele konwencji obecnych na naszym rynku i wywracać do góry nogami pojmowanie potencjału siedzącego w popowej elektronice. Świetna odpowiedź na falę polskich alt – popowych projektów i dowód na to, że jedna osoba jest w stanie wymyślić, napisać i wystawić pełne rozmachu przedstawienie. – M. Rypel [Posłuchaj]


10. Innercity Ensemble – III

Supergrupa polskiej sceny niezależnej, z wyjątkowo uzasadnionym przedrostkiem super, po raz trzeci bawi się dźwiękami świata dostarczając słuchaczom niesamowicie porywającą, ale też, w swoim szaleństwie wyjątkowo precyzyjną mieszankę psychodelicznych dźwięków. „III” zatrzymuje słuchacza przez trzy kwadranse w nieoczywistym, onirycznym seansie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że właśnie taka koncepcja towarzyszyła muzykom w tworzeniu materiału, bo napięcie ewidentnie wzrasta wraz z każdym kolejnym kawałkiem, by na 10 minut przed końcem przynieść błogie wyciszenie i miękkie lądowanie gdzieś w dalekowschodniej świątyni. IE to niewątpliwie kolejny złoty strzał wytwórni Instant Classic, która w tym roku zdecydowanie zdystansowała inne krajowe labele (zob. to zestawienie) – I. Knapczyk [Posłuchaj]


9. Zamilska – Undone EP

Błyskotliwa kariera młodej producentki nabiera rozpędu i EP-ka Undone zabrała ją na kolejny poziom muzycznej świadomości. Natalia Zamilska za pomocą industrialnych środków przekazu zadaje pytania – o wartościowanie symboli (co sugeruje już prowokacyjna okładka), o społeczne napięcia, o szalejącą ostatnio ksenofobię. To wszystko obserwacje bardzo aktualne, ubrane w surowe, mechaniczne brzmienie, rozbite jednak w bardzo ciekawy sposób. Zamilska sięgnęła bowiem po popularny ostatnio tzw. niezach, samplując etniczne, wyłamujące się z naszego kręgu kulturowego wstawki. Na próżno szukać tu lirycznej narracji, zamiast której artystka do komunikacji i wprowadzenia pierwiastka ludzkiego wykorzystuje zapętlone odgłosy i okrzyki. – M. Drohobycki [Posłuchaj]


8. Wacław Zimpel – Lines

Ciężko uwierzyć, że „Lines” to w zasadzie pierwszy w pełni solowy album w dorobku Wacława Zimpla. Znany z muzycznej płodności instrumentalista pierwszy raz samotnie mierzył się ze swoimi polifonicznymi liniami i tak jak można było przypuszczać, stworzył nimi dzieło bezsprzecznie poruszające. Oscylujący wśród minimalistycznych motywów klarnet, wspierany klawiszami pianina i organów rysuje ścieżki długie aż do odległych Indii, które artysta podaje jako jedno swoich najmocniejszych inspiracji. „Lines” pozostawia wrażenie bardzo nieśmiałej, kojącej płyty, a jej odsłuchom towarzyszy łechcące poczucie obcowania z dojrzałym, kompletnym tworem. – I. Knapczyk [Posłuchaj]


7. Niemoc – Paramaribo

Ostatnia EP-a, której dopuścili się chłopaki z Zielonej Góry to bez dwóch zdań czołówka vintage – moodowych produkcji na rodzimym poletku. Dominują piękne nawiązania do ciekawych rozwiązań ubiegłego stulecia, między innymi do mających już ponad 30 lat, pionierskich wypraw Herbiego Hancocka w okolice electro – funku, melodyjnie barwnego soft – rocka oraz pociągającego popu lat 90-tych. Mimo faktu, że w przypadku Paramaribo mamy do czynienia wyłącznie z instrumentalami, to zamieszczone na krążku utwory mówią do nas jasno i wyraźnie, nie rozmywając się ani nie uciekając między palcami. – M. Rypel [Posłuchaj]


6. Furia – Księżyc milczy luty

Moment, w którym zespół z grubo ponad dziesięcioletnim stażem przekonuje do siebie nawet największych krytyków, musi oznaczać wydanie dzieła wybitnego. Takim bez wątpienia jest „Księżyc milczy luty”, jeden z najważniejszych punktów na black metalowej mapie świata mijającego roku. Pozwolił on nie tylko na zerwanie z etykietą „true” black metalu, przypiętą już na wysokości drugiego w dyskografii Grudzień za grudniem, ale też pokazał nam Nihila z nieco innej strony – stroniącego od grafomańskich skłonności i wyjątkowo twardo stąpającego po ziemi. Riffy są agresywne wtedy kiedy powinny, nie brakuje klasycznego furiowego łojenia, ale pole position zajmują tu momenty psychodeliczne, pełne spokojniejszej narracji aż proszącej się o łatkę post-black metalu. To ekscytujący nowy początek dla katowickiego składu i ugruntowanie ich niebywale mocnej pozycji na naszym podwórku. – M. Drohobycki [Posłuchaj]


5. Brodka – Clashes

Chyba żadna inna polska produkcja nie miała w tym roku tak rozdmuchanej otoczki medialnej, a co za tym idzie, poprzeczka zawieszona przed Brodką wywędrowała na bardzo wysoki poziom. Na pytanie, czy zapowiadana, zagraniczna ekspansja wokalistki z Twardorzeczki zakończyła się sukcesem może jeszcze (raczej z sympatii) nie odpowiemy, ale płyta „Clashes” z pewnością wyróżnia się na naszym krajowym rynku. Radykalne zerwanie ze starym wizerunkiem, na rzecz bardziej stonowanych brzmień inspirowanych muzyką całego świata wyszło Monice na dobre. Mniej jest w jej graniu swojskiej skoczności i popowej infantylności, które musiały ustąpić dojrzałym decyzjom producenckim. Chociaż „Clashes” nie jest płytą wybitną, to z pewnością jest to bardzo ważny krok nie tylko dla kariery samej Brodki, ale być może i całej polskiej sceny popularnej. – I. Knapczyk [Posłuchaj]


4. Łona i Webber – Nawiasem Mówiąc

W czasie, gdy nowym głosem inteligentnego rapu obwieszczony został Taco Hemingway, Łona ze swoim powrotem jest jak Batman ponownie ratujący wizerunek polskiego hip-hopu w oczach szerszej publiki Gotham przed złem. Tegoroczny krążek szczecińskiego duetu jest lekcją pokory dla młodszych, wyszczekanych graczy krajowej sceny – do interesu wraca Pan Raper Artysta, wyposażony w najgrubszy słownik polskiej mowy, błyskotliwe spojrzenie na otaczającą rzeczywistość i przede wszystkim wiernego kompana klejącego najlepsze bity w Polsce. To właśnie produkcja, na równi z bezbłędną warstwą liryczną jest główną siłą „Nawiasem Mówiąc”.  Z pozoru surowe linie nadają krążkowi zmienne, ale bardzo przyjemne dla słuchacza tempo – od przestrzeni melancholii w Doklej Plakat po stukot pociągowych kół w Co tak Wyje? . – I. Knapczyk [Posłuchaj]


3. Lotto – Elite Feline

W kategorii najbardziej transowego, wyłączającego część świadomości albumu roku w Polsce bez wątpienia zwycięzcami byliby właśnie Lotto. Nasza jazzowa supergrupa – bo tak śmiało można mówić o projekcie Pawła Szpury, Mike’a Majkowskiego i Łukasza Rychlickiego – tym razem poszła w nieco innym kierunku niż przy debiutanckim Ask The Dust . Pierwsza pozycja wydana w ramach współpracy z Instant Classic stawia przede wszystkim na wstrzemięźliwość, samodyscyplinę i niezaburzoną rytmikę, nieco chowające niezaprzeczalny instrumentalny kunszt tria na dalszy plan. Medytacyjne, długie kompozycje niespiesznie płyną ku finałowi, przełamując ten ciągły strumień jedynie niewielkimi drgnięciami, ledwo zauważalnymi ozdobnikami. Wszystko to ma nieco odrealniony i hipnotyczny charakter, który mógłby się doskonale sprawdzić się w jednej z następnych produkcji Davida Lyncha. – M. Drohobycki [Posłuchaj]


2. Niechęć – Niechęć

Oficjalna informacja Wytwórni Krajowej, zajmującej się promocją Niechęci zaczyna się od zdania, że zespół aby uniknąć syndromu drugiej płyty, postanowił od razu wydać trzecią. W tym wypadku można traktować te słowa nie tylko jako branżowy żart, ale rzeczywiste intencje przy produkcji albumu Niechęć – odniesień do poprzedniej „Śmierci w Miękkim Futerku” jest tutaj naprawdę jak na lekarstwo. Zamiast tego dostajemy bardzo intensywną i naładowaną skrajnymi emocjami podróż po każdym zakątku instrumentalnego świata. Smutek płynnie przechodzi w euforię, saksofon bezkolizyjnie przeplata się z klasycznie rockowymi gitarami, a pozornie trudna w odbiorze muzyka jazzowa zaskakuje nienachalnością melodii. To jest właśnie największa siła tego materiału, i właściwie całego składu Niechęci – ogromna ilość wykorzystanych środków ani przez chwilę nie przytłacza, a powoduje niekończącą się fascynację nowymi dźwiękami.  – I. Knapczyk [Posłuchaj]


1. Kristen – Las

Niestety, trzeba to powiedzieć jasno – nuda u tych Kristen. Znowu trzeba napisać, że wydali znakomity album; znowu trzeba przyznać, że pobili resztę stawki; znowu trzeba im oddać, że stają się lepsi z każdą pozycją w dyskografii. Michał Biela, bracia Rychliccy i włączony do składu na stałe Maciej Bączyk (którego syntezator odgrywa tu znaczącą rolę) zyskują coraz większą muzyczną świadomość i po intrygującym, świetnym The Secret Map jeszcze mocniej stawiają na trans i celebrację teraźniejszości. Te z pozoru repetycyjne, instrumentalne kompozycje pochłaniają od pierwszej sekundy, zmieniając się stopniowo w kierunku zakończenia albo narastając poprzez dorzucanie kolejnych ścieżek. Trudno ten album jakkolwiek zaklasyfikować, bo jest tu post-rock, jest trochę krauta, są i wpływy jazzowe. Za znakomitą kulminację służy tytułowy „Las”, w którym słyszymy rytmiczną recytację Michała (w końcu po polsku), z każdą sekundą coraz bardziej tonącą w posępnej, niepokojącej ścianie dźwięku. – M. Drohobycki [Posłuchaj]