Tegoroczna odsłona największego rapowego wydarzenia naszej części Europy, z charakterystyczną dla niego, zawrotną szybkością przemknęła przez festiwalowy terminarz tego lata. Czego się spodziewaliśmy, co zastaliśmy i w jakim kierunku zmierza Hip Hop Kemp ?
Zacznijmy od poruszenia, jakie z tygodnia na tydzień eskalowało wokół line-up’u. Z bliżej nieokreślonych przyczyn znacznej części kempowiczów umknął bardzo ważny element układanki – Hip Hop Kemp to nie Coachella . Gdy od nastu lat impreza w Hradec Kralove leciała wzrostowym trendem, równolegle na barki organizatorów lądowały coraz cięższe oczekiwania. Absurdalny przy tym wydaje się fakt, że pierwsze edycje HHK nie gościły wielu gwiazd światowego formatu, niemniej z roku na rok festiwal notował kolejne sukcesy i budował swoją pozycję na europejskiej mapie koncertowej. Kempowicze przyjeżdżali z zajawki, po rap, nie po splendor, snapy i instagramy.
Presja na głośne ksywy w programie sprawiła, że na scenie oprócz kilku świeżych artystów ląduje masa legendarnych raperów zza oceanu, którym werwa miała pełne prawo odparować. Umówmy się, jeśli grasz jeden track 20 lat z rzędu, jak możesz energią sceniczną dorównywać młodym zawodnikom? Nie trzeba zaznaczać, że najlepsze występy wcale nie szły w parze z doświadczeniem.
O czym nie można zapomnieć wybierając się na Kemp?
„O Marku nie można zapomnieć, ale obowiązkowy jest też parawan lub parasol bo strasznie grzeje.”
Od złotych lat 90 wiele zmieniło się na rynku, przeciętna długość kariery rapera uległa w tym czasie dramatycznemu skróceniu. Doprowadziło to do sytuacji w której niebotyczne, ciągle rosnące gaże najgłośniejszych zawodników, uniemożliwiają stałe podnoszenie poprzeczki bez drastycznych wzrostów cen biletów. Nastawiona na wytłuszczone ksywy publika chce sprawdzonych graczy i dobrych koncertów, a te potrzeby można często zaspokoić zapraszając do Hradec wschodzące gwiazdy, których w dzisiejszych czasach z pewnością nie brakuje.
Jedna rzecz którą trzeba zabrać na Kempa?
“Ja wiem, jaranie! Haha!”
Temat numer jeden na ustach kempowiczów, będący jednocześnie kroplą goryczy w czarze nieuzasadnionego rozczarowania dotyczył nonszalanckich służb prewencji. Z absolutnie druzgocącą skutecznością, smutni panowie radzili sobie z utrzymaniem normalnego pola namiotowego w okowach kannabinoidowej czystości. Co tu dużo mówić, z festiwalowego menu zniknęły legendarne stragany z trawą. W tym miejscu nadmienić muszę, że w programie ubiegłej edycji Hip Hop Kempu na głośną interwencję wpadł niemały oddział tarczowników, budząc przy tym oburzenie całej rzeszy Hradcowych weteranów i świeżaków.
Jestem w stanie zajście w bardzo oczywisty sposób zracjonalizować. Najłatwiej naświetlić nieobecnym w zeszłym roku fanom rapu obraz, który można było zastać po zaledwie dwóch dniach festiwalu żartobliwym, niestety boleśnie adekwatnym odniesieniem do scen z Dystryktu 9. Miano „krewetkowni” używane zamiennie z „dystryktem” wiernie oddawało widok normalnego pola namiotowego. Tym razem podobne określenie byłoby mocno przesadzone, zarówno na terenie festivalparku jak i stref kempingowych było znacznie mniej poskręcanych mefedronem osobników, a sama impreza zdawała się przez to mniej chaotyczna i bliżej ducha prawdziwego hip hopu.
Co jest najważniejsze na Kempie?
“Zajawka, zajawa jest najważniejsza! A, może jeszcze rozbicie namiotu na trzeźwo. Rozbijcie namiot od razu jak przyjedziecie bo jak go rozłożycie go dopiero pod wieczór to na drugi dzień się może okazać, że nie macie tropiku bo zerwało.”
Kolejna głośna zmiana to wprowadzenie systemu bezgotówkowego. Adaptacja nowej (będącej już festiwalowym standardem) technologii nigdy nie odbywa się bez sceptycznego pomruku. Byliśmy ciekawi co o tej rewolucji sądzą uczestnicy tegorocznej odsłony HHK. Stosunkowo szybko okazało się, że innowacja nie wszystkim jest w smak. Z założenia, powody do niezadowolenia mogli mieć głównie pracownicy zaplecza gastronomicznego. Brak napiwków to dla sprzedawców cios w splot słoneczny, jednak lista korzyści płynących z zastosowania czipów rozwija się znacznie dłużej. Tym większe było nasze zdziwienie, kiedy w rozmowach z kempowiczami usłyszeliśmy mnóstwo nieprzychylnych opinii na ich temat. Śmiało można powiedzieć, że obóz zwolenników liczebnością nie zdominował przeciwników innowacji. Jeśli tylko pomyśleć o zaletach tak oczywistych jak zredukowanie kolejek, higienie czy błyskawicznych płatnościach, ciężko wyobrazić sobie skąd negatywny wydźwięk znacznej części wypowiedzi. Uciekam się do utartego i sprawdzonego „wszystkim nie dogodzisz”.
Dwa elementy niezbędnika kempowicza
“Przede wszystkim krzesełko! I pawilon albo parasolka.”
Wpisując się w część kempowiczów dla których rap jest głównym posiłkiem każdego dnia, chciałoby się usłyszeć jak najwięcej. Niestety – hangary. Kwestia słusznie poruszana każdego roku. Cały zestaw powodów dla których powinny zniknąć powtarzany jest jak mantra. Duchota która w pewnych sytuacjach nadaje kameralnego klimatu, w zestawieniu z tragiczną akustyką sprawia, że sporo koncertów po prostu się odpuszcza. Po sporym kroku do przodu, jakim było wprowadzenie systemu bezgotówkowego może czas na hangary?
Podsumowując Hip Hop Kemp 2017 trzeba przede wszystkim przypomnieć o tym, że festiwalem kierują organizatorzy, ale tworzą go wszyscy, również Ty. Nastawienie z jakim podchodzimy choćby do tematu line-upu w głównej mierze przyczynia się do tego jak wygląda te kilka dni u schyłku lata. Odpowiedzialność za nastawienie spoczywa tylko na nas, a szukanie dziury w całym jest najkrótszą drogą do zostania zgorzkniałym smutem. Niepoprawny optymizm nie jest bezpieczny, ale stojąca naprzeciw Polska skłonność do narzekania jest domeną poprzednich pokoleń i tam zostać powinna. Naprawdę nietrudno zdobyć się na tyle wysiłku, żeby przymknąć oko na niewielkie kompromisy i bawić się bez ciężaru własnych uprzedzeń. Z pełnią optymizmu w głosie i masą niezapomnianych chwil za plecami powtarzam – dawaj na Kemp!