W październiku odbyła się premiera szesnastego, studyjnego albumu Paula McCartney’a noszącego tytuł – „New”. Krążek ukazał się w Wielkiej Brytanii 14 października, a 15 października w USA. Jak się okazało, po wysłuchaniu płyty, muzyk sprostał wyzwaniu. Nadał płycie nowoczesną formę i treść. Nie przesadził z ilością elektroniki i wszechobecnych syntezatorów. Jednym zdaniem – stary, dobry McCartney!
Zaczarowane dźwięki, melodie, tonacje. To wszystko w jednym pakiecie. Niemożliwe? Jednak zdarzyło się. McCartney i jego nowa płyta. Krążek, który poraża eklektyzmem. Jest cudowna, urzekająca, nie pozostawia złych wrażeń. McCartney posiada barwę głosu pasującą do każdej piosenki – od wesołej nuty – po smutny, liryczny utwór. W mojej muzycznej świadomości płyta stanęła na najwyższej półce.
Singlem promującym płytę jest piosenka „New” . Nie przesadzę jeżeli stwierdzę, iż początkowy riff fortepianu jest odzwierciedleniem geniuszu Paul’a. Frazowanie implikuje w słuchaczu chęć pozostania przy piosence do ostatniej nuty. W utworze słychać jednak, że głos nie jest już ten sam, co kiedyś. Szczególnie zaś falset McCartneya – wiek robi swoje.
Kompozycja
„Queenie Eye”
zyskuje bardziej niż poprzednia. Początkowy dźwięk syntezatora dający na końcu upust kolejnemu znakomitemu rytmowi fortepianu. Środkowa pauza w piosence okazuje się interesującym zabiegiem, mającym na celu, zapobiegnięcie monotonii w utworze.
„Save Us”
oraz
„Alligator”
porażają świeżością. Pierwsza z nich to utwór, w którym ścieżka gitary została obrobiona elektronicznie. Kompozycja skupia się na minorowych nutach, ze względu na liryki zawarte w tekście. Interesujący riff w utworze nadaje mu niesamowity aranż. Natomiast co do piosenki
„Alligator”
dominuje tu głównie brzmienie akustycznej gitary, a w tle przewija się, raz po raz, krótki riff elektryka. Przyznam szczerze – zachwyciłem się instrumentarium użytym w tej kompozycji.
Kawałki
„On My Way to Work”
,
„Early Days”
oraz
“Looking At Her”
wydają się być podobne. Aczkolwiek każda z tych piosenek trafia do odbiorcy. Z racji pomysłowych liryk i prostoty utworów należy je zaliczyć do grona tych najlepszych. Efekt gitarowy w
„Everybody Out There”
– dla mnie jest tożsamy z brzmieniowo podobnym utworem McCartneya – „Hope on Deliverence” z płyty Off The Ground z 1993 roku.
Niestety, z dużym żalem, lecz muszę to przyznać otwarcie –zidentyfikowałem na najnowszej płycie również i najgorszy utwór. Na szczęście tylko jeden!. Na krążkach innych wykonawców często cała płyta jest niczym wielki, plastikowy śmietnik.
Mam na myśli kompozycję
„Hossana”
. Fakt, iż znajdziemy na niej połączenie głosu Paul’a z gitarą i bębnami – nic nie znaczy. Moja skromna osoba jest w stanie stwierdzić, bez ogródek – nie słuchajcie tej piosenki! Przerzućcie na kolejną.
Tam czekać będzie na was kompozycja, której beat jest rodem z dyskotek z lat 70’. In plus należy zaliczyć – brzmienie gitary i perkusji oraz przejścia. Jednym zdaniem – kawał dobrego rock&rolla!
W momencie, w którym wsłuchałem się w utwór
„Road”
– stał się on dla mnie ewokacją nut toruńskiego zespołu Republika. Elektronika, wszechobecne syntezatory i ten riff fortepianowy! Nie można przejść obok tego kawałka obojętnie. Odcisnął on we mnie niezatarte piętno.
„Turned Out”
(tylko w wersji deluxe albumu) angażuje słuchacza. McCartney potwierdza tym kawałkiem, że jeszcze się nie poddał. Widać w nim witalność i siłę na komponowanie kolejnych melodii.
„Get Me Out of Here”
– także dostępny tylko w wersji deluxe płyty McCartney’a. To rock&roll w purystycznej formie. Razi pozytywnie beatlesowskimi brzmieniami. Z każdą minutą piosenka i jej elementy rock&rolla zostają podniesione na coraz wyższy level. Pozostał jeszcze utwór
„Appreciate”
, gdzie ilość elektroniki poraża. Według mnie w pejoratywnym sensie.
W edycji japońskiej osiągalny jest także utwór o nazwie
„
Struggle”
. Swoją barwą i natężeniem dźwięków przypomina mi kompozycje zbliżone do Mobiego. Ilość elektroniki i syntezatorów sprawia, że piosenka wydaję się być nie z tego świata.
Konstatując – płyta wywołała we mnie piorunujące wrażenie. Polecam ją nie tylko fanom McCarteny’a, ale wszystkim kochającym dobrą muzykę. Należy szanować twórcę za jego dzieło, a za ten album przyznałbym McCarteny’owi kolejnego już Nobla w dziedzinie muzyki.
Polecam szczególnie koncert Paula z Live on Hollywood Boulevard.