Pewnego niedzielnego popołudnia spotkaliśmy się z przedstawicielami rozwijającej się wrocławskiej sceny elektronicznej. Gosia Dryjańska i Marcin Mrówka , znani jako Oxford Drama , opowiedzieli nam o swoich inspiracjach, pracy nad debiutanckim albumem i fascynacji Kevinem Parkerem.
Rozpoczęliście działalność jako Oxford Drama raptem nieco ponad rok temu, a teraz na Wasz album czeka naprawdę spore grono fanów. Macie już koncepcję jak „pchnąć” to dalej?
Marcin : Chcemy to wszystko zrobić produktywnie, w swoim tempie, bez ciśnienia. Nie chcemy w ciągu miesiąca stać się nie wiadomo kim.
Moim zdaniem już osiągnęliście sukces, bo progres Waszej popularności jest naprawdę zauważalny. Niech za benchmark posłuży chociażby Open’er – rok temu scena dworcowa, teraz Alter Stage.
Marcin : Jasne, to jest oczywisty awans. Generalnie to o występie na scenie dworcowej dowiedzieliśmy się dwa-trzy dni przed festiwalem. Z perspektywy czasu nawet nie umiem ocenić czy ten koncert nam pomógł czy zaszkodził. Granie o 14 na dworcu jest jakie jest, ale w sumie chodziło tam głównie o sferę promocyjną. W tym roku rzeczywiście jesteśmy pełnoprawnymi członkami.
Jest jedna rzecz, do której nie udało mi się dotrzeć – kiedy i w jaki sposób zaczęła się Wasza przygodą z muzyką? Nie mówię tu tylko o Oxford Drama.
Marcin : Może Gosia się wypowie, bo ja tradycyjnie przejąłem monopol na mowę (śmiech)
Gosia : Swoja droga to jestem po drugiej lekcji śpiewu, polecam! (śmiech) Ja nigdy nie zakładałam pójścia w taką stronę, nie miałam też profesjonalnej styczności z muzyką. Co prawda obok studiowania literatury w Anglii rozważałam też rozwijanie się właśnie w kierunku muzycznym, ale ostatecznie zostałam we Wrocławiu. Przez kilka miesięcy wraz z kumplem rozwijaliśmy zupełnie nieznany projekt, ale to było granie raczej dla siebie.
Marcin : Ja bardzo kibicowałem temu projektowi. W sumie z całej trójki chyba najbardziej się w to zaangażowałem, mimo że de facto nie byłem jego częścią (śmiech)! Niestety nic z tego nie wyszło, a później nastąpiła mała podmianka.
Czyją inicjatywą był ten projekt?
Gosia : Na samym początku to była moja inicjatywa. Poznałam Rafała przez internet, okazało się, że słuchamy tej samej muzyki i jakoś poszło. Powstało parę utworów, które później my wzięliśmy na warsztat.
Marcin : To były głównie teksty i czasem melodie wokalne, które poddaliśmy liftingowi i wkomponowaliśmy w większą całość. Chociażby „Hide & Seek”, który jest tak naprawdę najstarszy, jeśli chodzi o elementy bazowe i koncept, a został ukończony jako ostatni z EP’ki Fluctuations .
Jeszcze co do wcześniejszego – Gosia na przykład nigdy nie przechodziła etapu grania rocka w gimnazjum. Ostatnio byliśmy gościnnie w sali nagraniowej zespołu Atlas Like, a w pomieszczeniach obok grali death metal, w innym ćwiczyli do wesela, na dole Kazik czy Pidżama Porno. W pewnym momencie Gosia spytała mnie „czy ludzie jeszcze robią taką muzę?”. Ja znałem to środowisko od środka, bo bywałem kiedyś na próbach takich zespołów.
Gosia : Marcin grał death metal, a ja grałam na pianinie (śmiech).
Marcin : Nie grałem death metalu, tylko indie rock w jego najlepszym u nas okresie, ale to było bardzo dziwne, niebezpieczne indie. W sumie nie wiem czy w ogóle nim było (śmiech). Później na podwalinach tego zespołu „czasów młodości” powstał synthpopowy zespół Carnauba Wax i w sumie zabawnie wyszło, bo w pewnym momencie porównali nasze zespoły [OD i CW – przyp.] na blogu We’re From Poland.
Gitary chyba cały czas mocno siedzą na naszym rynku, ale ta zmiana i rozwój sceny elektronicznej bardzo fajnie się teraz zaznacza, chociażby za sprawą takich duetów jak Wasz. Przede wszystkim cieszy to, że to rzeczy na naprawdę światowym poziomie, nie mamy się czego wstydzić.
Marcin : Gitarowe zespoły cały czas powstają i chyba nie możemy jeszcze mówić o pełnoprawnej rewolucji, ale faktycznie dużo się zmienia. Poziom rzeczywiście jest coraz wyższy, dobrym przykładem jest chociażby Rebeka.
Szkoda, że taka muzyka ma jeszcze stosunkowo niewielką siłę przebicia, szczególnie u nas. Zastanawiam się czy to po prostu kwestia zmiany podejścia i przyzwyczajeń czy też mamy na tyle skostniały rynek, że póki co będzie to szło w ślamazarnym tempie?
Marcin : Tak naprawdę póki co niewiele osób słucha takiej muzyki. Teraz dużą rolę mają do odegrania media, w szczególności te niezależne i niszowe. Ważne, żeby była to oddolna inicjatywa. Smutne, ale prawdziwe jest też to, że najłatwiej Polsce odnieść sukces grając hip-hop albo disco polo.
Gosia : Wydaje mi się, że duże znaczenie ma w tym przypadku nasza mentalność. Prędzej przebije się coś bazującego na gitarze akustycznej i melancholii.
Najlepiej z pierwiastkiem nostalgiczno-martyrologicznym.
Gosia : Tak, tak: trochę nas boli, weźmy gitarę i zaśpiewajmy o tym.
Sęk w tym, że nasi artyści są naprawdę dobrze odbierani za granicą. Numer „So Fine” Klavesa trafił swego czasu na Youtube’owy kanał Majestic, zebrał ponad milion wyświetleń i świetny odbiór. Pojawiły się nawet porównania do Jamiego xx. W czym tkwi problem?
Marcin : Ostatnio nawet rozmawialiśmy z kimś na ten temat. Wszystko rozbija się o zagranicznego bookera i menedżera. Na polskim podwórku takowego mają chociażby Rebeka, właśnie Klaves czy Chloe Martini. Do poziomu muzyki i wizerunku musimy jeszcze dołączyć ludzi, którzy tym wszystkim sterują. Z drugiej strony, mamy wykonawców którzy nie cieszą się wielką popularnością na własnym podwórku, a odnoszą spore sukcesy za granicą.
Szkoda, że trafiliście jeszcze w ten moment, kiedy nie macie pożądanej siły przebicia.
Marcin : To w sumie zabawne, bo ja myślę, że gdybyśmy zaczęli rok wcześniej, chociażby przed falą damsko-męskich duetów, to byłoby nam łatwiej.
Gosia : Dokładnie. Przez pierwsze miesiące przy okazji niemal każdej rozmowy byliśmy z miejsca do kogoś porównywani. To trochę męczące i krzywdzące, bo nie chcemy być jak ktoś inny, tylko grać swoją muzykę. Zakładając zespół nawet nie wiedziliśmy o istnieniu tych duetów!
Coś w tym jest. Ja generalnie nie jestem fanem ścisłej klasyfikacji gatunkowej, to raczej sztuczna próba kategoryzacji.
Marcin : Parę portali napisało o nas w kontekście trip-hopu. Gdzie my, a gdzie trip-hop?
Ze świeżych przykładów – jak sklasyfikować utwory z nowego albumu Tame Impala? Tak naprawdę każdy z nich to inna bajka, a to mniej więcej 1/3 albumu. Jak długa musiałaby być lista gatunków?
Marcin : Trafiłeś idealnie, bo Kevin Parker to mój ulubiony muzyk, a przede wszystkim ulubiony człowiek ze środowiska muzycznego. Obserwowanie jego rozwoju jest moim małym hobby (śmiech). Rzeczywiście miałbym spory problem z przypisaniem tego do konkretnych inspiracji. Trochę tam Ariela Pinka, trochę Michaela Jacksona, trochę Eltona Johna… a koniec końców i tak brzmi to jak Tame Impala.
Jakieś inne inspiracje muzyczne? Swoja drogą, wydaje mi się, że w Waszym przypadku trzeba takowych szukać w podejściu do tworzenia muzyki, a nie w konkretnych jej elementach czy zabiegach brzmieniowych.
Marcin : Kolejny dobry strzał. Dorzuciłbym chociażby Maca DeMarco, Unknown Mortal Orchestra. Ostatnio szalejemy też na punkcie Braids. Od dłuższego czasu znaliśmy Blue Hawaii, zaczęliśmy poszukiwać projektów pobocznych i rzeczy w tym stylu. Trafiliśmy na Braids, bo obie grupy łączy wokalistka.
Gosia : Ich ostatni album nie jest oczywisty, utwory nie składają się z typowych bloczków typu intro, zwrotka, refren, zwrotka.
Marcin : Właściwie to nigdy się nie składały!
No właśnie – gdzie zamierzacie podążyć w przypadku longplaya? Zamierzacie iść w faworyzowanym przeze mnie kierunku nieco zdekonstruowanego „Limbo” czy singlowo-piosenkowych numerów? Pierwszą opcję na pewno trudniej będzie wypromować.
Marcin : Teoretycznie tak, ale z drugiej strony pozwala to uderzyć w konkretny target. Czasami mniejszy zasięg można sobie zrekompensować tym, do kogo Twoja muzyka przemawia. Za „Limbo” zebraliśmy duże propsy chociażby od Bartka Szczęsnego.
Album raczej nie będzie miał tylu sonicznych tekstur i mnóstwa ścieżek. Chcemy pójść trochę w kierunku organicznego brzmienia. Na przykład w przypadku syntezatorów nigdy nie korzystaliśmy z presetów, tylko zawsze budowaliśmy wszystko od podstawowej fali dźwięku, ale w przypadku bębnów szukaliśmy sampli i cięliśmy je. Tym razem chcemy to zrobić inaczej, nie ograniczając się niczym.
Budujecie album od zera czy skorzystacie z kawałków, które powstały wcześniej?
Gosia : Ostatnio robiliśmy porządek w naszych pomysłach i próbowaliśmy ustalić co na ten moment już mamy, oczywiście w formie demo. Jeżeli coś z EP’ki miałoby trafić na album to będzie to decyzja podjęta rzutem na taśmę.
Marcin : Bierzemy pod uwagę taką opcję, ale chcielibyśmy to zrobić zupełnie od zera. Zagranie mało ostatnio popularne, bo dominuje tendencja do publikowania ¾ albumu przed premierą, ale my nie czujemy się w tym zbyt dobrze.
Zgadzam się, to zabija element zaskoczenia i tę wyjątkową atmosferę oczekiwania.
Marcin : W moim odczuciu album przede wszystkim traci wtedy ciągłość. Nie mówię tu o nagrywaniu concept albumu, ale fajnie gdyby było to szczere i przemyślane, nie miało charakteru zlepku kawałków. Takowy może mieć EP’ka, ale nie album.
Skoro jesteśmy przy koncepcji albumu – jak postrzegacie serwisy streamingowe? Wiem, że Fluctuations widnieje w katalogu Spotify.
Marcin : Na tym etapie nam to nie przeszkadza, ale absolutnie rozumiem muzyków, którzy rzeczywiście z tego żyją. Ostatnio jeden z członków Portishead napisał, że otrzymali od Spotify fakturę na 1600 funtów. Za to wcześniej wspomniany Kevin Parker twierdzi, że nie ma nic przeciwko pobieraniu jego muzyki z torrentów czy udostępnianiu jej do streamingu, a dom kupił dzięki wykorzystaniu „Elephant” przez Virgin Mobile w jednej z reklam.
Planujecie już na ten moment jakieś projekty poboczne, żeby spróbować innego brzmienia?
Marcin : Na ten moment raczej nie. Wyznajemy zasadę, że zespół musi robić sobie przerwy i czasami odpocząć, żeby zachować świeżość. Nie zamykamy się na techno czy ambient, może kiedyś przyjdzie na to czas.
Teraz czeka Was intensywna praca. Zamierzacie wydać album jeszcze w tym roku? Później pewnie towarzysząca premierze trasa?
Gosia : Zdecydowanie, celujemy w późną jesień/zimę, chociaż ciężko mówić na ten moment o konkretnych terminach.
Marcin : Bezpośrednio po premierze na pewno będziemy grać koncerty, ale później planujemy przerwę. Ciągła praca nie jest zdrowa na dłuższą metę.