O brzmieniu Warszawy na mapie Polski, Polski na mapie świata i o tym komu warto dawać w mordę udało nam się porozmawiać z jednym z najciekawszych rodzimych składów mieszających hałaśliwe gitary z chwytliwymi melodiami. Poznajcie więc Radka, Tomka i Łukasza, którzy na co dzień tworzą trio The Stubs i sprawdźcie dlaczego będą Waszym odkryciem tegorocznego OFF’a.
KINKYOWL: Jak niski trzeba mieć budżet, żeby grać prawdziwego „low budget rock’n’rolla”?
Radek: To określenie jest trochę przewrotne i bardziej tyczy się tego, że jesteśmy zespołem DIY, spoza układu menedżerskiego czy sceny wykonawców i muzyków sesyjnych. Ba, żadni z nas „muzycy”. W linii prostej wywodzimy się ze sceny hardcore/punk mimo, że być może muzycznie nie jest to takie oczywiste.
Łukasz: Trzeba lubić to co się robi i wkładać w to max serca – gitarę można sobie zrobić nawet z puszki po kawie czy pudełku po butach. Chodzi właśnie o to potężne zaangażowanie, które nas popycha do szalonych działań. Przy takim nastawieniu niewiele rzeczy jest w stanie cię zatrzymać. Nie potrzebujesz jakiś olbrzymich nakładów by robić swoje.
Tomek: Dziewięć złotych.
Dave Grohl na swoim zeszłorocznym „Sonic Highways” za cel postawił sobie stworzenie muzycznej mapy Ameryki, pokazując brzmienie każdego z miast w którym nagrywany był album. Jak według Was brzmi Warszawa?
Radek: Ciężkie pytanie, chyba nie ma czegoś takiego jak scena warszawska i warszawskie brzmienie. Tzn. na pewno istnieje warszawska, w innych polskich miastach też, prężnie działająca scena hc/punk której mentalnie częścią się czujemy.
Łukasz: Wiesz, jak się mieszka w trzecim świecie, to siłą rzeczy w największych miastach skupia się całość działań twórczo-kulturalnych. W Bieszczadach to sobie można książki pisać, a i tak wszyscy uciekają do Warszawy czy Krakowa, Poznania. Dlatego w naszym mieście rzeczywiście sporo się dzieje, są zespoły i oprócz mody na bieganie po klubach jest też moda na gitarowe granie. Moda oczywiście w pozytywnym sensie, bo przekłada się to na naprawdę sporo różnorodnych zespołów od hardcore do postpunków i postronków. W zasadzie każdego tygodnia gdzieś jest jakiś koncert. Nie określałbym jednak warszawskiej sceny mianem „charakterystycznego brzmienia Warszawy” bo to zdecydowanie zbyt różnorodne zjawisko. Na pewno dzieje się sporo.
No to w kontraście, gdzie w Polsce brzmienie jest najbardziej chujowe?
Radek: Nie mam w zwyczaju poświęcać uwagi muzyce, która mi się nie podoba. Szkoda na to czasu. Mógłbym Cię zasypać zamiast tego nazwami które warto sprawdzić!
Łukasz: W remizie strażackiej w Polsce ‚Z’, skąd już uciekli wszyscy, którzy potrafią czytać. Generalnie polski „Dance” wywołuje u mnie chęć palenia napalmem.
Tomek: Wiesz co? Wystarczy włączyć radio.
Ciężko jest zdefiniować Waszą muzykę jako polską, 95% moich kumpli, którym Was pokazuje robi wielkie oczy gdy dowiaduje się, że mieszkacie tutaj. To chyba komplement, co?
Radek: Jeśli dla większości Twoich kolegów polsound jest wyznacznikiem spierdoliny, to chyba tak. Choć to duże uproszczenie, bo w Polsce naprawdę nie brakuje dobrych zespołów regularnie objeżdżających całą Europę i nie tylko. Ja grając na bębnach nie mam jakiegoś wielkiego wpływu na brzmienie zespołu, ale inspirowały i inspirują mnie nadal mocno również zespoły z naszego podwórka. Myślę że koledzy maja podobnie.
Łukasz: A ja jestem chujkiem i z polski słucham prawie wyłącznie zespołów kolegów. Lubię stare rzeczy, z nowych jakoś to co można znaleźć w mediach mnie nie przekonuje, a największy kontakt mam z produkcjami znajomych – to pewnie dlatego. Jestem leniem i nie chce mi się przekopywać internetów. Poza tym lubię rzeczy na winylu a nie przepadam za mp3.
Gracie koncerty w Polsce od Szczyrku po Suwałki, ale również na trasie był Izrael, Skandynawia i bóg wie jeszcze co. Odbiór Stubsów różni się w zależności od klimatu?
Radek: Nie odczuwamy jakiejś znaczącej różnicy poza językiem i niekiedy odcieniem koloru skóry naszych „słuchaczy”. Za granicą pojawiamy się rzadziej niż w Polsce, bo jest dalej, więc naturalnie frekwencja jest trochę niższa niż w kraju. Ale są miejsca, w których byliśmy już kilka razy i widać, że się podobało bo z każdym razem jest tych ludzi coraz więcej.
Zdarzają Wam się czasem beznadziejne koncerty? Macie coś w stylu beznadziejnych anegdot, które można by podpisać pod „Social Death by Rock’n’Roll”?
Radek: Coś tam się po drodze na pewno przytrafiło ale tych fajnych było na tyle dużo że ja o tych słabych już zapomniałem, heh.
Łukasz: Robimy wszystko by nam się nie zdarzały. Czasami jest trochę trudniej kiedy publika stoi jak przylepiona do podłogi, ale nawet wtedy staramy się odbijać od ścian jak należy. A czasem też trochę przesadzimy dzień wcześniej i niewyraźnie się czuję grając. Chociaż z drugiej strony nigdy się nie zdarzyło, by któryś z nas się zrzygał podczas występu…
Ile jest w Was z zapaśnika, który sygnuje Wasze płyty? Lubicie czasem dać w mordę?
Radek: No chuliganami to raczej nie jesteśmy.
Łukasz: Jesteśmy szpicą kulturalna całej postępowej ludzkości, więc wiemy, że przemoc to nie rozwiązanie (śmiech) – bijemy tylko dzieci i słabszych.
Tomek: I oczywiście przeklinamy w komunikacji miejskiej.
Czego zażyczylibyście sobie od diabła z Salvation Twist? Ustalmy, że skill Roberta Johnsona jest już zajęty.
Łukasz: Człowieniu, diabła nie ma. To ściema grubasów w sukienkach, by wyciągać hajsiwo za pogrzeby i chrzty. Mnie ochrzczono bez mojej zgody kiedy byłem dzieckiem i teraz mam problem z wypisaniem się z tego ekskluzywnego klubu. Generalnie szatan mieszka w głowach chciwusów rządnych kontroli nad innymi i władzy, którzy są wrzodem na dupie ludzkości. Edukacji trzeba nie straszenia czarownicą. Czytanie uczłowiecza.
Tomek: Hajsu.
Proces twórczy The Stubs to mocno złożona sprawa? Słyszałem, że wszystkie teksty powstają podczas kiblowych ‚posiedzeń’.
Radek: Oddajmy głos Tomaszowi!
Tomek: Owszem, proces twórczy tego zespołu zależy od mojej diety.
Gdzie The Stubs wyląduje za 10 lat? Wybiegacie w ogóle tak daleko w przyszłość?
Radek: Tak daleko nie wybiegamy w przyszłość, ale to nie oznacza że nie stawiamy sobie jakichś celów. W tym roku zagramy na kilku festiwalach w Polsce, Słowenii, Finlandii i Litwie. Poza tym chcemy jesienią pojechać na krótką trasę do Hiszpanii. W międzyczasie szykują się jakieś nowe numery które sobie gramy na próbach. Na 2016 planów jeszcze brak no ale pewnie będziemy grać koncerty, koncerty, koncerty… Mamy ich ciągły głód!
Tomek: Głód? Brzmi jak początek procesu twórczego.
Łukasz: Będziemy popiołem po śmierci na stosie.