Wakacyjno-festiwalowa machina zaczyna powoli zwalniać. Nasza redakcja jest dwa dni po rajzie, a ja stoję obok mrowiska z wycelowanym w nie patykiem i pełną gotowością do pchnięcia. Zaczynamy, oto RAJZA OPEN AIR FESTIVAL oczami www.kinkyowl.pl.
Wbrew obiegowej opinii wykładnikiem wartości wydarzenia nie jest wcale frekwencja. Musicie uwierzyć mi na słowo, RAJZA zrobiłaby spore zamieszanie na Waszej liście najbardziej niedocenianych imprez, gdybyście tylko ją posiadali. Przede wszystkim, dlaczego warto pojawić się w okolicach tej sceny za rok? Głównie dlatego, że wcześniej się nie da.
Tegoroczna odsłona olkuskiego festiwalu to kilkanaście godzin klubowej muzyki na naprawdę wysokim poziomie. Poprzeczka wisi na takim pułapie, że mogę się pokusić o stwierdzenie, że nawet osoba na co dzień bojąca się elektroniki nie czułaby się zagubiona.
Festiwal podzielony był na dwie części. Pierwsza nazwana została Heaven , a wystąpili w niej m.in. Kuba Sojka i Adam Zasada. Ten trwający do północy etap był jak cisza przed burzą. Spokojna, powtarzalna muzyka w żaden sposób nie zapowiadała tego, co miało nadejść w środku nocy. A nadeszła cześć druga – Hell. Pierwszy na scenie pojawił się Krzyku, czyli stały bywalec festiwalu i dobry znajomy chłopaków z Rajza Project. Szybkość beatu, agresja basu, a do tego beatbox, który z niesamowitą płynnością łączył i spajał cały występ. Następnie Mefjus, którego w porównaniu z reszta artystów w tej części festiwalu można nazwać chwila wytchnienia. Na scenie po Austriaku zagościli Switch Techniques i I:Gor.
Myślę, że jedynym słowem, które mogłoby opisać ich występy, w miarę wiernie oddając rzeczywistość jest „rzeź”. Ta brutalna, minimalistyczna muzyka zrobiła totalny
rozpierdol
. Trwało to 2-3 godziny. Imprezę zakończyła Rajza Project bawiąc się w swym kilkuosobowym składzie i wraz z resztką publiki, która przetrwała poprzednich wykonawców zamknęli tegoroczną edycję festiwalu.
Od strony technicznej, realizacja dźwięku zasługuje na kciuk wymierzony w kosmos. Oprawa wizualna, zdecydowanie kontrastująca z otaczającą, nieco rustykalną ciemnością to kolejny warty uśmiechu element.
Gęsty od wrażeń wieczór minął spodziewanie szybko. Dzień później, już na spokojnie, z kulką goryczy w okolicach przełyku spróbowałem rozszyfrować, dlaczego apogeum ilości ludzi pod sceną wypadało gdzieś w połowie drogi do setki. Na pierwszy ogień niepewna aura pogodowa, ślad tej zniknął na szczęście z niewielkim opóźnieniem względem wjazdu pierwszych tracków, to nie to. Spuszczając fantazję ze smyczy, pomijając przy tym trochę błota, problemy z trzymaniem pionu i orientalną lokalizację, największą kłodą rzuconą pod nogi tegorocznej Rajzy okazał się klasyczny brak zaufania. O krok od pewności, coś poszło źle na linii artysta-leniwy internauta. Cóż, przynajmniej w tym miejscu wątpliwości co do winnego rozwiewane są w przedbiegach. Czas zrównoważyć nastroje optymistyczną wiadomością. Lekarstwem na słabą frekwencję jesteście WY i to od WAS zależy, czy RAJZA OPEN AIR FESTIVAL 2015 otrzyma zasłużoną atencję.
POLECAMY!
matban & Ajpu