Parę tygodni temu, przed koncertem, o którym pisaliśmy tutaj, razem z Magdą Staniszewską miałyśmy okazję porozmawiać z Mateuszem Holakiem i Mateuszem Gudelem, czyli duetem Małe Miasta. Opowiedzieli nam m.in. o nowym albumie, wrażeniach z początku jesiennej trasy koncertowej czy początkach współpracy z Alkopoligiamią.
Martyna: Za Wami już kilka koncertów promujących nową płytę, jak wrażenia do tej pory?
MH: Zajebiście jest!
MG: Odbiór tych nowych numerów wydaje nam się na razie bardzo w porządku, dobrze gra nam się nowy materiał. Zwiedzamy piękne miasta.
Magda: Na razie jakie?
MH: Sopot, Warszawa, rozmawiamy we Wrocławiu.
Magda: W tym roku zagraliście na najważniejszych polskich festiwalach, w wywiadach mówiliście o tym, że najmilej wspominacie Open’era.
MH: Dementuję. Może to było po Open’erze albo Open’er nam zapłacił (śmiech).
Martyna: To w takim razie gdzie było najlepiej?
MH: Wydaje mi się, że nam obydwu bardzo podobało się na Tauronie. To chyba najbliższe nam muzycznie miejsce, też fajnie zorganizowana impreza, a nigdy wcześniej nie byłem na tym festiwalu. Dołożę do tego OFF Festival, bo jeżeli chodzi o festiwale polskie, to jeżdżę tam co roku. Myślę też, że pojawienie się tam zespołu takiego jak nasz jest dosyć niespodziewane – jakby nie jest to najprostsze skojarzenie.
Magda: Chociaż OFF to taki misz-masz, tam nie ma prostych skojarzeń. Ale już jako nie artyści, a uczestnicy – jak byliście na tych festiwalach, to na jakie koncerty chodziliście?
MG: Dla mnie takim największym wydarzeniem tych wszystkich festiwali muzycznych, na których byliśmy…
MH:
… były nasze koncerty (śmiech).
MG
: … a potem długo długo nic, a potem Drake. Bardzo chciałem go zobaczyć i w ogóle się nie zawiodłem, naprawdę mi się podobało. Chciałem też zobaczyć A$AP Rocky’ego ale tutaj zawód już się pojawił, nie uważam żeby to był dobry koncert, ale mimo wszystko fajnie było posłuchać tego, co robi i jak robi. No i też kilka zupełnie nieznanych kapel na Tauronie, których nazw nawet nie pamiętam. Pewnie gdybym rzucił okiem na line-up, to bym sobie przypomniał. Ale tak sumarycznie, najwięcej fajnych koncertów zobaczyłem chyba na Tauronie.
Magda: Z jednej strony te fajne koncerty, z drugiej te ważne. Co z koncertami artystów którzy mieli na was wpływ? Moglibyście w ogóle takie wyodrębnić, patrząc na tegoroczne line-upy?
MH: I tak, i nie. Można by wyznaczyć bardzo dużą grupę tych, którzy mają na nas wpływ, powiedzmy, że wszystko składa się na współczesną muzykę, do tego te wszystkie line-upy były w sumie ułożone bardzo hip-hopowo, i to w tym rozumieniu hip-hopu, z jakiego korzystamy my.
MG: Do takich artystów zalicza się na pewno Tyler (The Creator), dał naprawdę fajny koncert, w fajnej miejscówce, o fajnej porze.
Martyna: A ja miałam wrażenie, ze Tyler był trochę zamknięty na tym koncercie.
MH: Mnie się wydaje, że jak ktoś wchodzi na scenę i z miejsca mówi, że “tu jest dziwnie”, to znaczy, że przede wszystkim jest mu dziwnie. Nie tyle, co był zamknięty, m M oże po prostu nie miał flow, żeby prowadzić ten koncert tak do końca w swoim stylu, jako narrator.
Martyna: Odbiegając od tematu festiwali, a nawiązując do początków – jak zaczęła się wasza współpraca z Alkopoligamią i co wam to dało?
MG : Ciuchy (śmiech).
MH: Zaczęło się w sumie dosyć niewinnie, od skontaktowania się z (Ten Typ) Mesem w celu nagrania jednej piosenki. Nasz ówczesny wydawca zrezygnował ze współpracy, a właściwie po prostu razem uznaliśmy, że dla wszystkich będzie lepiej, jeżeli znajdziemy kogoś innego. No i tak zupełnie niezobowiązująco, sms-em, wysłałem z wakacji zapytanie do Mesa, czy byłby tym zainteresowany – okazało się, tak. Wtedy musieliśmy pokazać całą płytę demo reszcie wytwórni. Potem potoczyło się z górki, spotkaliśmy się w poznańskim McDonaldzie, żeby obgadać szczegóły.
MG : Wiemy, co jedli.
Martyna: Odnosząc się do negatywnych komentarzy, które pojawiają się pod waszymi postami…
MH
: A takich przecież nie ma (śmiech).
Martyna: Czasem mam wrażenie, że ludzie w Polsce zamykają się w pewnych schematach, że uważają, że w Alkopoligamii nie ma miejsca na jakąś alternatywę. Wiadomo, coś co się wyróżnia, jest oryginalne. Nie dają sobie szansy na to, żeby poznać waszą twórczość. Jak się do tego odniesiecie?
MG: Trudno się donieść do tych komentarzy bezpośrednio, bo większość z nich to takie wylewanie szamba, mało jest konstruktywnych uwag albo po prostu komentarzy. A jeśli już pojawiają się konstruktywne opinie, to nie są tak jednoznacznie złe, gdzieś tam się równoważą. A czy ci polscy słuchacze są zamknięci? Trudno mi powiedzieć, wydaje mi się, że ci bardziej zamknięci robią trochę więcej hałasu, może przez to lepiej ich słyszymy.
Magda: Paradoksalnie, patrząc na to, jak dużo ludzi negatywnie komentuje waszą twórczość, właśnie w ten przeciwny do konstruktywnego sposób, mam wrażenie, że jeszcze bardziej was to nakręca, w tym dobrym sensie, nabieracie dystansu.
MG: Ten dystans to jest u nas takie założenie odgórne, coś, co musi się pojawić, to jest dla nas takie naturalne. A to wylewanie szamba to też jakiś materiał do dalszych działań, na dalsze ironizowanie – albo o sobie, albo o innych.
Magda: To, co zrobiliście ze zwrotką Taco, było świetne.
MH : Teraz mamy w planach robienie sobie zdjęć z różnymi wykonawcami i wycinanie samych siebie (śmiech).
Martyna: Ale tak samo “Kraków”, piosenka z nowej płyty, tam macie do siebie spory dystans, skoro nagrywacie kawałek o tym, jak sprzedało się pięć biletów na koncert. Bywają artyści, którzy nawet nie wyszliby na scenę, widząc tak małą publiczność.
MH: Wydaje mi się, że nie jest to bardzo zdystansowana piosenka. Jest dosyć dosłowna, to takie wyjście naprzeciw temu, co się dzieje. Często zdarza się, że zespoły grają koncerty , sprzedają płyty , jest wokół nich zainteresowanie, ale przez to, w jakiej rzeczywistości funkcjonujemy, nie znajduje to odzwierciedlenia w realnych działaniach dużych frekwencjach . To media wybierają zespoły, które lansują, jakoś tam wyróżniają, a ludzie nie zagłębiają się, nie nawiązują żadnych interakcji z tymi zespołami. Powiedzenie o tym głośno jest wyjściem naprzeciw tej sytuacji. Wychodzę z założenia, że gdyby powiedział to ktoś większy, kto miałby problem z frekwencją , to miało by większe znaczenie . Na nas przyszło pięć osób w momencie, w którym wydaliśmy pierwsza płytę, kiedy niewiele jeszcze znaczyliśmy jako zespół, byliśmy małą jednostką na rynku – tutaj nasz głos niewiele zmieni. Gdyby coś takiego napisał VNM o swoim koncercie, na który przyszło mało osób, to mógłby zadziałać mobilizująco. Nie wiem, czy on ma takie koncerty, mówię o potencjalnej sytuacji. Kiedyś Pezet nawijał o tym, że ktoś musi kupić jego płytę, żeby on na tym zarobił, co skończyło się jakimiś super wynikami sprzedażowymi. Trzeba sobie uświadomić, że tu nie chodzi o jakieś duże pieniądze, tylko o to, żeby to wszystko jakoś funkcjonowało. A jeszcze na chwilę wracając do hejterów i dystansu, ich obecność powoduje większy ruch, działają w naszym interesie, więc kochamy hejtera jak siebie samego.
Magda: Coś w stylu nieważne co mówią, ważne, że mówią.
MH: A to już grubo powiedziane. Bo ja na przykład nie traktuję tego jako super reklamy, że ktoś nam pisze chujową recenzję. Ale jeśli już musi ją pisać, to lepiej żeby ją pisał bardzo złą, bardzo emocjonalną niż “średnie, nie pamiętam, co to”.
Martyna: W dzisiejszej audycji w czwórce zapowiedzieli was jako jeden z najodważniejszych duetów naszej sceny. Właśnie tak się postrzegacie?
MH: Właściwie to główny, patrząc przez pryzmat emocji związanych z tym zespołem, nasuwający się, logiczny wniosek. Z drugiej strony nie możemy o sobie tak powiedzieć, bo wyjdzie na to, że jesteśmy nieskromni. A w hip-hopie nie uchodzi (śmiech)
Martyna: Novika pytała, czy nie byłoby bezpieczniej uderzyć do słuchaczy, którzy siedzą w klimatach The Dumplings czy zespołów w stylu Rysy, bardziej alternatywnych. Wy poszerzyliście to docelowe grono odbiorców – opłaciło się?
MG: Za wcześnie na to, żeby określić, czy nam się opłaciło, czy nie. Ten zwrot w stronę hip-hopowego światka wynika z naszych naturalnych predyspozycji muzycznych, co może na przykład nie być oczywistym, patrząc na życiorys Mateusza. Grał w zespole indie-rockowym (Kumka Olik) i był z troszkę innej beczki muzycznej. Biorąc pod uwagę to, co teraz wokół nas się dzieje i biorąc pod uwagę to, co nam się podoba, to, w tym ogólnym rozumieniu gatunkowym, hiphopowych rzeczy jest najwięcej. Taka najlepsza muza dla nas, która ociera się o rap, o tę estetykę. Naturalną kolejnością jest to, że taką muzykę chcielibyśmy robić. A wydaje mi się, ze to co robimy, jeszcze nie ma szerokiego odbicia na polskiej scenie.
MH: Gdybyśmy mieli wytypować jakieś zespoły, które idą w najbardziej interesującą nas stronę, z którymi chcielibyśmy nagrywać, to raczej byłby to klimat hip-hopowy. Chociaż gramy trasę z Rysami, to przewrotna rzecz, osobista. My się po prostu znamy i lubimy. Ale niewykluczone, że jeżeli zagralibyśmy z jakimś zespołem hip-hopowym, to ta frekwencja byłaby inna. To, że gramy z Rysami, jest dla nas sytuacją naturalną i komfortową, bo jakbym miał jakoś określić naszą muzę, to byłoby tak, że jedną nogą stoimy w jakimś alternatywnym brzmieniu, a drugą poza nim, na ziemi hip-hopowej.
Magda: I ta alternatywa was dobrze łączy, z Rysami. W tym sensie, że gdzieś tam, mimo wszystko, to do siebie pasuje, dobrze razem brzmi.
MH: Moim zdaniem – a wcześniej nigdy na to nie wpadłem, dlatego będzie to myśl premierowa (śmiech) – my jesteśmy bardzo po stronie kontekstu w piosenkach. Nasze teksty są po polsku, czasami mniej albo bardziej zaangażowane. Ale można je rozumieć na max. dwa sposoby, są o czymś konkretnym. Jest człowiek, który opowiada jakąś historię i to ogromny zwrot w stronę muzyki hip hopowej, każdy raper skupia się na opowiedzeniu historii, a zespoły takie jak The Dumplings, Rysy, xxxanaxx to zespoły, które bardziej skupiają się na tej muzycznej warstwie. I nie mówię, że my na to nie zwracamy uwagi – po prostu ewidentnie stawiamy na jakąś rytmikę, historię, przekaz, a oni na to, żeby te piosenki były melodyjne. Myślę, że mają tę przewagę, że ich kawałki mogą lecieć w radiu. Nasze już niekoniecznie. W sensie często nawet sami staramy się o to, żeby to nie było takie łatwe, na przykład przeklinając w tytułach. Fajnie, jak już ktoś się odważy, ale wydaje mi się, że to jest bardziej na zasadzie tego, że ktoś coś podchwytuje; nie jest to oczywisty wybór radiowca
Martyna: O ile się nie mylę, skończyliście ASP w Poznaniu, tak?
MH i MG : Cały czas kończymy.
Martyna: To jak wyglądał podział obowiązków przy tworzeniu nowej płyty? Bo wiadomo, że oprócz muzyki, macie jeszcze wizualizacje, elementy graficzne.
MG: Ten podział to jest jedyna prosta rzecz w naszym zespole -nie robię rzeczy graficznych, to działka Mateusza. Ja zajmuję się obrazkami ruchomymi.
Martyna: Chciałyśmy zapytać o kolaborację z Paluchem. Od początku chcieliście mieć go na płycie czy wyszło to w jakiś inny sposób?
MH . Zdania są podzielone. Mogę opowiedzieć bardziej szczegółową wersję, której jeszcze chyba nikomu nie opowiadaliśmy. W pewnym momencie parę osób powiedziało nam, że na pewno znajdą się na naszej płycie, ale wyczuliśmy, że to mogą być takie deklaracje bez pokrycia. No i w ostatnim momencie wymyśliliśmy gościa, który będzie totalnie spoza bajki, zaprosiliśmy go pomimo tego, że go nie znamy. Pytamy go, czy zrobi to szybko, czysta akcja. I zaprosiliśmy właśnie Palucha, który ma z nami tyle wspólnego, co Iron Maiden z Rysami. Generalnie dotarliśmy do niego przez Łukasza Stasiaka, naszego szefa i kolegę z wytwórni. Mateusz kontrolował temat kontaktowania się z Paluchem.
MG: To była krótka piłka. Wysłaliśmy mu numer, on szybko odpisał na mejla, co było zaskakujące. Ja mu wysłałem kawałek, on napisał, że nie lubi się kontaktować mailowo, więc podał mi swój numer, zadzwoniłem, po kilku godzinach on zarapował zwrotkę do słuchawki. Poczekaliśmy chwilę, bo w międzyczasie okazało się że nie mógł tego nagrać, bo miał powódź w studiu. I jak byliśmy na Soundrive, to dostaliśmy od niego link ze zwrotką.
MH: Tego gościa na pewno wyróżnia w tłumie i też łączy z nami to, że jest bardzo solidny. Też nie mówię, że my jesteśmy jakoś bardzo solidni. Po prostu raperzy mają to do siebie, że jak mówią, że na pewno coś nagrają, to kiedyś “coś może nagrają” albo “można liczyć, że kiedyś coś nagrają”. Z nim było tak, że powiedział, że nagra i nagrał, i to szybko. Po nim widać tę solidność.
MG: Przyjemne jest to, jak zaangażował się w ten feat – nie było tak, że powiedział, że “fajny beat”, że coś tam, tylko rzeczywiście – robimy coś, jara się, cały czas był z nim kontakt, nie było jakiegoś rozwlekania roboty w czasie, osobiście moje top 3 albumu.
MH: Napisał też tekst w stylu, którego jeszcze u niego nie słyszałem. Często jest tak, że te zwrotki gościnne to takie kalki, trochę o przegrywaniu, trochę o wygrywaniu, itd. A u Palucha wszystko na temat.
Martyna: Czym się się różni Koń od poprzedniej płyty?
MH: Okładką, piosenkami (śmiech)
MG : Jest bardziej hip-hopowy.
MH: Też trochę bardziej taneczny, bangerowy. Oczywiście są to bangery dla neurotycznych okularników.
Martyna: Tańczyliście do którejś z piosenek?
MG : Ja tańczę do każdej, ale tylko jak jestem sam. Tancerz w sercu.
MH: A tak naprawdę, to już bardziej ruszamy się na koncertach, mniej się wstydzimy, mówimy pełniejszymi zdaniami, nie boimy się zamówić alkoholu przy barze (śmiech).
Martyna: Dzisiaj nie będzie białych ciuchów?
MH: Nigdy już nie popełnimy tego błędu.
Magda: A co w ogóle stało za tymi białymi ciuchami na Tauronie?
MH: Mateusz wymyślił, że raz zrobimy taki przewrót, odwrót, jakby wszystko w negatywie – wizualizacje za nami będą odwrócone, my będziemy na biało, z przodu będzie czarne logo. Nie wszystko się udało.
MG: Właściwie to nic się dobrze nie udało.
MH:
A szczególnie to ubranie się na biało. Stwierdziliśmy, że wyglądaliśmy źle.
MG:
Jak mleczarze.
Martyna: Teraz pytanie tylko do Mateusza Holaka – czy planujesz jakieś dalsze kroki z Kumką Olik?
MH: Cóż, nie wiem, na pewno chciałbym poczekać na moment, w którym powróci muzyka gitarowa. Od dawna obserwuję polską scenę gitarową i mam wrażenie, że jest ona trochę spolaryzowana wokół tych starszych zespołów, typu Kult czy, już mniej, Happysad, po prostu takie juwenaliowe zespoły. One powodują, że skojarzenia z muzyką gitarową idą automatycznie w tę stronę. Może jest to wynikiem braku spektakularnych emocji związanych z polskimi nowymi gitarowymi rzeczami, ale czuję, że to bardzo szybko wróci. Wydaje mi się, a raczej jestem pewny, że wyczuwam takie rzeczy i lubię z tego korzystać. Mam wrażenie, że to, że znaleźliśmy takie połączenie z Mateuszem też jest jakimś odkryciem. Pewnie brzmi to nieskromnie, ale chyba zrobiliśmy to na tyle wcześnie, żeby zagrać na festiwalach, na które najmodniejsi zaproszeni wykonawcy byli bardziej w naszym klimacie niż w klimacie innych polskich zespołów. No i wydaje mi się, że potwierdza to trochę naszego czuja.
Magda: Będzie taki moment w tym waszym tworzeniu, w którym, jako Małe Miasta, stwierdzicie, że już osiągnęliście to, czego chcieliście?
MH: Tak już jest moim zdaniem.
MG: No to jest jakieś osiąganie kolejnych celów. Jeśli w pewien sposób osiągniemy cel, który sobie założymy, od następnego dnia wyznaczamy kolejny.
Magda: Czyli po prostu wyznaczacie je na bieżąco.
MH: Tak, można by powiedzieć, że z pierwszą płytą cel został osiągnięty w dwustu procentach. Planowaliśmy sprzedać cały nakład pięciuset płyt i pojawić się na jakimś festiwalu latem. Zagraliśmy na wszystkich festiwalach i bardzo szybko sprzedaliśmy płyty, a teraz mamy taki pomysł, żeby po prostu popchnąć to dalej. Myślę, że to też nam wychodzi. Pre-order się udał. Więcej wejść, więcej koncertów, więcej wszystkiego.