Niczym zapiekany w bekonie pieróg calzone z dodatkową oliwą, mięsem mielonym i kilogramem tłustych frytek wrzucone do miksera wraz z garścią dzikich efektów gitarowych, krzykliwych syntezatorów i wielkich cegieł hałasu, z których budowane są potężne ściany dźwięku – takim właśnie shakiem jest Emotional Mugger . Tłustym i ciężkim, ale paradoksalnie całkiem smacznym.
Ty Segall , amerykański muzyk, multiinstrumentalista, człowiek odpowiedzialny za takie krążki jak wydany w 2010 roku Melted czy przedostatni, zaskakująco przyjazny Manipulator , atakuje po raz kolejny. Słowo „atak” w tym przypadku uznaję za w pełni adekwatne, bowiem otwarcie Emotional Mugger inwazyjnie porywa słuchacza od pierwszych dźwięków. Nakłada ogromny ciężar i im dalej podąża się śladem 38 minutowego albumu, tym ciężej się robi.
W pozornie kuriozalnym układzie utworów, pod całą powierzchnią lo-fi fuzzu, dysonansów i ogromu basu, kryje się mimo wszystko metoda. Jest to nadzwyczajnie oczywiste stwierdzenie, jednakże należy o tym wspomnieć, gdyż omawiany album wykazuje się szczególnym kunsztem technicznym. Kreacja brzmienia absolutnego lo-fi garage rocka nie jest jedynym aspektem tego kunsztu. Ty Segall w śmiały sposób eksperymentuje z dotychczasowo bezpieczną formą punkowych zabarwień mieszanych ze stonerową nutą, prowadząc często do swego rodzaju psychodelicznie progresywnego pejzażu dźwiękowego. Utwory takie jak „Californian Hills” czy końcowe „The Magazine” idealnie oddają śmiałość i przekonanie artysty w tych całkiem radykalnych zmianach, które następują w związku z modyfikacją dotychczasowych formuł.
Nagłe przyspieszenia tempa, chaotycznie zmieniające się motywy oraz ogólna progresja albumu początkowo wydają się być samoistnie rzucanym wyzwaniem i mogłyby być nieumyślnie przytłaczające. Jednakże kolejne odsłuchania kawałków niwelują wszelkie myśli jakoby cokolwiek mogłoby być tutaj przypadkowe. Innym przykładem wyśmienicie przemyślanego designu dźwiękowego jest „Diversion”. To jeden z ciekawszych kolosów tej płyty, łączący wspomnianą stonerową nutę, przywodzącą na myśl wczesne dokonania Kyuss , z ekscentrycznym wokalem Segall’a, podążającym za chwytliwą, naiwną melodią, która w profanacji samej siebie staje się szczególnie oryginalnym przykładem autotematycznego dystansu.
Pod względem produkcji, ta również zasługuje na pochwałę. Kontrolowany brud i tłuszcz materiału jest świetnie rozgospodarowany między kanałami stereo i wszystko brzmi tak głośno oraz klarownie jak powinno, bez przykrych niespodzianek. Album sam w sobie również ma bardzo duży potencjał do wielokrotnych powrotów słuchacza do materiału z racji jego wielowarstwowości. Tu i ówdzie rozsiane jest mnóstwo małych rzeczy, które zauważa się z czasem, wzbogacając obcowanie z poszczególnymi utworami w niebagatelny sposób z każdym kolejnym przesłuchaniem.
Emotional Mugger nie jest mimo wszystko najprzyjaźniejszym nagraniem Segall’a i forma tego albumu może okazać się barierą nie do przekroczenia dla wielu słuchaczy. Eksperymentalny charakter wykreowanej garażowej symfonii histerycznego hałasu jest specyficzny i choć osobiście zostałem ujęty dosadnością tego materiału, to musiałem zważyć na pewien fakt. Koncept tej płyty, mieszanka jej części składowych w większych ilościach na raz może okazać się męcząca, niezdrowa i mniej smaczna niż początkowo. Choć warto przynajmniej jednak skosztować. Emotinal Mugger to solidna płyta i z pewnością godna uwagi fanów twórczości Ty Segall .
Jest głośno, ciężko, tłusto i syto. Choć czasem mogłoby być ciszej, lżej i mniej kalorycznie.