Na początku tego roku, nomen omen surfując po sieci, trafiłem na album „Surfin’ Małopolska” nieznanego mi wcześniej projektu Kaseciarz. Tak bliskie memu sercu surowe brzmienie momentalnie do mnie trafiło i kazało zapamiętać tę nazwę. Niewiele później dowiedziałem się, że koncertowe umiejętności krakowskiej grupy będzie mi dane sprawdzić na Scenie Eksperymentalnej OFF Festivalu. Po tym występie nie miałem już wątpliwości, że warto poświęcić im więcej uwagi. Dla Was i KINKYOWL Maciej Nowacki, lider i mózg Kaseciarza.
KINKYOWL: Powiedz szczerze, jak to było z genezą tego projektu? Czy ta przemielona już stukrotnie wersja o mówieniu o sobie na imprezach jako “robiącym w kulturze” nadal obowiązuje?
Maciej Nowacki: Co roku się to zmienia, w 2014 Kaseciarz miał być dowodem na to, że życie na bezrobociu może być pełne rozrywek i twórcze. A tak na poważnie to trzeba było coś wymyślić do tego bio, bo nie wiem czy przeszło by to, że zespół powstał z czystej potrzeby serca. Takie mamy czasy.
W jakim kierunku zmierza Kaseciarz? Planujecie jeszcze jakieś roszady w składzie czy trio Nowacki – Lewicki – Cegiełka ostatecznie się wykrystalizowało?
Skład zostaje ten sam, chyba że ja zostanę z niego wypierdolony. Cieszę się, że dobrze nam się gra i nie mamy większych problemów ze sobą, i że się przyjaźnimy. Fajnie się to przekłada w graniu na żywo, a także wtedy, kiedy jest pisany nowy materiał. Na przykład kiedy układam jakiś nowy numer jestem w stanie sobie wyobrazić co Łukasz i Piotrek mogą do niego dodać, bo znam ich styl grania, co mi zaoszczędza sporo czasu na rozkminach. Nie planujemy też nikogo dodawać do składu, bo nie pomieścimy się z gratami w aucie.
Nie obawiasz się, że “sformalizowanie” Kaseciarza zniszczy to co, moim zdaniem, jest najważniejszym elementem dotychczasowej twórczości, czyli energię, żywiołowość i surowość?
Nie obawiam się, bo im więcej gramy na żywo tym lepsi się w tym stajemy. Poza tym taki rodzaj grania sprawia nam radość i dopóki jest z tego frajda, dopóty będziemy takie numery tworzyć. Zresztą ja jestem zdania, że należy robić taką muzykę, jaka w danym momencie ci w sercu gra, więc bez sensu cały czas powtarzać jeden patent z poprzednich płyt. Jeśli poczujemy, że fajnie by było nagrać płytę country to tak uczynimy.
Na ostatnim albumie, “Motorcycle Rock and Roll”, de facto pierwszym wydanym jako zespół, nieco uciekłeś od surf rocka, którego obecność na polskiej scenie była takim zaskoczeniem. Czy to dalej Dziadostwo? W moim odczuciu nowe kawałki mają w sobie nieco więcej agresji.
Wszystko co nagrywa Kaseciarz jest Dziadostwem, a szczególnie ballady. Zresztą to nie do nas należy określanie gatunku w jakim gramy, dziennikarze robią to lepiej. To, że pierwsza płyta była inna od drugiej wynikało z tego w jakim klimacie ona powstawała. Słusznie zauważyłeś, że „Motór” był bardziej agresywny, bo numery były pisane pod wpływem takich emocji i tak jest lepiej, bo jest to wszystko bardziej szczere.
Nie da się ukryć, że Wasze brzmienie jest mocno garażowe. To zamierzona próba podpięcia się pod modę na lo-fi?
A jest jakaś moda na lo-fi? Gdybyśmy chcieli nagrać coś modnego to wzięlibyśmy się za techno. My brzmimy tak, bo lubimy grać głośno i używamy instrumentarium sprawdzonego w rokendrolu od około 70 lat. Można by powiedzieć, że to nic nowego, ale ja osobiście czuję motylki w brzuszku jak tak gram.
Jak wpadłeś na surfa? Wiesz, nie jest to najpopularniejszy gatunek nad Wisłą.
Takiej muzyki było sporo na składankach, które słuchałem na kasetach jak byłem dzieckiem. Na tych kompilacjach było sporo muzyki z lat 50 i 60, więc jakieś surfy tam na pewno były przemycone. Później, już jako nastolatek, zacząłem ponownie słuchać takich rzeczy, również tych nowszych jak The Trashwomen czy The Mummies. W Polsce też istniały zespoły, które się inspirowały surfem, jak Tajfuny przecież, więc ta muzyka jakoś była u nas obecna.
Planujecie dłuższy związek z Instant Classic?
Jesteśmy z nimi w konkubinacie, bo rząd nie chce takich związków zalegalizować.
Współpracujecie także z krakowską Stajnią Sobieski, która zrzesza lokalnych artystów. Jakieś wspólne projekty w przygotowaniu?
No coś się święci, powiem tyle. Mam nadzieję, że nowy rok przyniesie więcej info, bo za wcześnie jest żebym ja teraz bablał o tym.
Album “Surfin’ Małopolska” był zdominowany przez instrumenty, ostatnio sięgnąłeś też po wokal. Jak się w tym czujesz? Planujesz dalej korzystać z tego elementu czy wrócić do utworów instrumentalnych?
Na ten moment czuję, że się zadomowiłem ze swoim głosem. Nie jest on już pokraczny jak rok temu, a jedynie koślawy. Pisanie piosenek jest fajnym wyzwaniem, bo muszę myśleć o dodatkowej partii jaką jest głos. Większość nowego materiału na pewno będzie z wokalem, ale nie wykluczam pojedynczych utworów instrumentalnych.
Wasz koncert na OFF’ie to jeden z jaśniejszych momentów tegorocznej edycji, szczególnie jeśli chodzi o polskich wykonawców. Zdradzicie jakieś plany w tej materii na 2015?
Miło to słyszeć, rzeczywiście fajnie się nam grało. Najważniejszym planem na 2015 to nowa płyta i trzymajmy się tego póki co. Jeśli uda nam się to zrealizować, to każda kolejna udana rzecz będzie wspaniałym bonusem.
To był dobry rok dla Kaseciarza i chyba dla całej polskiej sceny muzycznej, nie sądzisz?
Dla nas było bardzo fajnie. Ogólnie dużo ciekawych zespołów usłyszałem w tym roku i mam nadzieję na więcej w następnym. Czekam na płytę Judy’s Funeral i nowe rzeczy od Wild Books. Jest też bardzo spoko kapela z Bydgoszczy, która się nazywa Good Night Chicken i mają wkrótce wydać kasetę. Generalnie się jaram, fajnie jest!
Dzięki za rozmowę i życzymy Wam wszystkiego dobrego zarówno na scenie jak i poza nią!
Buziory!