„When It’s Dark Out” to kontynuacja „These Things Happen” opisująca podróż przez prywatne życie Geralda, zmienione przez rosnącą sławę, która powoli zabijała w nim szczęście i sprawiła, że zaczął inaczej patrzeć na otaczający go świat. Dominują osobiste teksty, poruszające tematy, którymi niekoniecznie każdy byłby w stanie podzielić się ze światem.
G-Eazy w wywiadach wielokrotnie podkreślał jaki ogrom pracy wykonał, aby osiągnąć sukces. Nocą studio nagraniowe, w dzień zajmowanie się trasą, promowaniem, nie mając czasu na codziennie, normalne obowiązki. Chciał, aby jego życie właśnie tak wyglądało, dążył do tego z całych sił. Jednak było coś, co irytowało mnie podczas przesłuchiwania albumu. Skoro od najmłodszych lat pragnął, aby zostać artystą, tworzyć muzykę z najlepszymi, zarabiać pieniądze i mieć najpiękniejsze kobiety to dlaczego kiedy to wszystko już ma, narzeka prawie w każdym kawałku jak jest mu źle? Jak ciężko jest być raperem. Gerald zatacza koło wokół dragów, upijania się ogromnymi ilościami alkoholu, seksu z przypadkowymi kobietami i o zmaganiu się ze sławą. Narzeka, że chciałby poczuć się jak normalny człowiek, mieć przy sobie osobę, która obdarzy go miłością, zaufaniem, z którą mógłby stworzyć stały związek. Doskonale wiedział z czym sława idzie w parze, oraz w jakim stopniu zostanie ograniczona jego prywatność.
Po wydaniu „These Things Happen” wszystko nabrało prędkości. „Me Myself & I” to z kolei przewijający się przez cały krążek motyw budowania marki, bazy fanów i desperackiego poszukiwania miejsca, w którym mógłby oczyścić się z wszechobecnej presji. Wielu artystów boryka się ze swoimi problemami, ale nie wszyscy przelewają to na kartkę papieru w każdym kawałku. To z pewnością największy zawód tego albumu. Na szczęście warstwa muzyczna to zupełnie inna bajka. Długa lista producentów, którzy zadbali o rozbujanie towarzystwa. Chociażby Young Chop , w „Calm Down”. Lekki, świeży, jak najbardziej na plus. Ale warto też zatrzymać się przy tych mroczniejszych. „Random” to stary G-eazy, rodem z „I Mean it”. Charakterystyczne brzmienie, sprawiające że to jeden z mocniejszych tracków na płycie.
Chociaż mnie najbardziej porwała ta romantyczna strona albumu. „Some Kind Of Drug” to mój numer jeden, i myślę że większość kobiet też ma podobne odczucia. Zmysłowy, sensualny, erotyczny, opowiadający o niemijającym uzależnieniu od drugiej osoby. Marc E. Bassy uwodzi swoim głosem, który idealnie wkomponował się w klimat tej piosenki. Panowie mieli okazję wcześniej ze sobą współpracować, m.in. w utworze „Friend Zone”. Ciekawiło mnie również, co wyniknie z kolaboracji z Kehlani oraz Quin . „Think About You” jak i „Everything Will Be Ok” to dwa soulowe, kojące numery, nadające całemu wydawnictwu nutę spokoju. Niech to nikogo nie zmyli. W „Everything Will Be Ok” Gerald obnaża siebie przed całym światem, ujawniając swoje życiowe sekrety, poprzez retrospekcję, opowiada o pozostawieniu wszystkiego i ruszeniu w świat za sławą, o związku jego mamy z kobietą, co po pewnym czasie zaakceptował, pomimo że nie było to dla niego łatwym zadaniem.
Na liście artystów, z którymi współpracował G-Eazy na „When It’s Dark Out” pojawiły się również bardzo znane nazwiska. Zaskoczeniem była obecność Chrisa Browna , który wg mnie, razem z Tory Lanez i Geraldem stworzyli mocne trio, które zaowocowało utworem „Drifting”. Kto śledzi działania muzyczne Browna, pomimo wielu kontrowersji, wie na co go stać i co potrafi wnieść swoim wokalem. Tak samo jak Keyshia Cole , która razem z legendarnym E-40 idealnie zakończyli ten projekt piosenką „Nothing To Me” przypominając stare czasy r&b.
Z jednej strony album tajemniczy, mocny i wyrazisty, z drugiej spokojny, emocjonalny, momentami przepełniony erotyzmem. Ratuje go podłoże producenckie, ale pozostaje niesmak po ciągłym przypominaniu o zmęczeniu sławą czy braku prywatności.
Czuć lekki niedosyt, przez ciągnącą się przez cały album monotonie związaną z tematyką, jednak oprawa muzyczna połączona z flow Geralda, stawia album wysoko pośród innych wydanych w 2015.