Słuchając nowego albumu artysty, którego znamy na wylot, trudno o zaskoczenie. Może nas kompletnie zawieść (co solidnie wyprowadza z równowagi) lub, tak jak liczyliśmy, zachwycić – wtedy niespodzianki nie ma. Z odbiorem jest nieco inaczej, gdy dajemy szansę dotąd anonimowym dla nas muzykom. W wielu przypadkach odpuszczamy po pięciu utworach, pięciu minutach czy nawet pięciu sekundach, przeczuwając, że album nie ma szans rzucić na kolana. Skacząc po najnowszych wydawnictwach zatrzymałem się przy Wabi-Sabi duetu Cross Record i okazało się, że właśnie tego szukałem.
Cross Record, czyli niesamowity świat dwójki młodych artystów, w pełnym tego słowa znaczeniu. Kompozytorka, wokalistka i gitarzystka Emily Cross oraz odpowiadający za produkcję i partie przeróżnych instrumentów Dan Duszynski – małżeństwo, które opuściło głośne Chicago, by osiedlić się na ranczu w Teksasie, z dala od cywilizacji. Właściwie to najwięcej mówi o nowej płycie owego duetu.
Na Wabi-Sabi znajdziemy przede wszystkim zderzenie szeptu z krzykiem pod każdą postacią. Lekkość gitary akustycznej przemienia się w elektryczny huk, a spokojne dźwięki marimby spotykają przesterowaną perkusję o zdumiewającej intensywności. Pozytywnemu odbiorowi tego wydawnictwa sprzyja Dripping Springs, czyli miejsce akcji całego przedsięwzięcia. Nie tyle teksty, co muzyka przywołuje poczucie samotności, a nawet strachu i pozwala na 33 minuty zająć miejsce Emily i Dana ulokowanych w swojej bazie gdzieś na teksańskim odludziu.
Progres zespołu w stosunku do pierwszego longplaya Be Good z 2013 roku leży na każdej z płaszczyzn. Wabi-Sabi to znakomita produkcja oraz z jednej strony minimalistyczna, a z drugiej rozbudowana warstwa instrumentalna chwilami wywołująca dysonans w głowie słuchacza. Uzupełnia to łagodny głos Emily, zawsze pozostający na pierwszym planie. Trudno określić, ile w tym postępie zasługi uczestniczącego w nagraniach Thora Harrisa – doświadczonego brodacza z obozu Swans . Ten prawdopodobnie choć przez moment chciał wczuć się w rolę mentora.
Przy pierwszych taktach takich utworów jak „Two Rings” czy „The Depths” poczujemy się bezpiecznie. Chórki zawarte w „Basket” wprowadzą niepokój, a kakofonia niespodziewanie kończąca ten numer daje przerażający efekt (zwłaszcza w połączeniu z takim teledyskiem ). Brudna gitara bierze górę przy okazji „Wasp in a Jar”, a w piękny, delikatny sposób napięcie budowane jest w, być może najlepszym na albumie, „Steady Waves” oraz w „Something Unseen Touches a Flower to My Forehead”.
Środowiska, w których artyści nagrywają swoje płyty, niewątpliwie grają dużą rolę, na co najdoskonalszym przykładem jest Exile on Main St. Stonesów. Exile nagrywano we francuskiej willi Keitha, przez co została wypełniona po brzegi upalnym, surowym i niepowtarzalnym klimatem. Emily i Dan w zasadzie zamieszkali w swoim studio, gdzie bez zbędnych terminarzy eksperymentowali przez ponad rok, zanim podzielili się efektami pracy ze światem. Stawianie nazwy tego malutkiego zespołu przy projekcie Richardsa i Jaggera to może lekka przesada, jednak Cross Record niewątpliwie zasłużyli na aprobatę. Kluczem do sukcesu było odpowiednie przetworzenie obrazów, które zarządzająca przedsięwzięciem Emily kreowała w swojej głowie, na dźwięk. Młoda para zwróciła na siebie uwagę i istnieje szansa, że na ich trzeci album będą wyczekiwały już nie dziesiątki, a tysiące fanów.
Jeśli to prawda, że drugi album mówi słuchaczowi najwięcej o danym artyście, to Emily Cross jest na najlepszej drodze do zdobycia niemałego grona odbiorców. Wabi-Sabi teleportuje na pustynię każdego minimalistę, nie stroniącego od tych mroczniejszych zakątków muzyki.