KINKYOWL » weedranklean Polski magazyn muzyczny online. Recenzje, relacje, wywiady komentarze. Sat, 16 Apr 2016 20:23:42 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=4.3.1 Vic Mensa: U Mad (ft. Kanye West) /vic-mensa-u-mad-ft-kanye-west/ /vic-mensa-u-mad-ft-kanye-west/#comments Thu, 11 Jun 2015 18:29:48 +0000 /?p=3699 Vic Mensa, dwudziestodwuletni raper z Chicago, prezentuje teledysk do utworu U Mad, na którym gościnnie pojawia się Kanye West. To drugi po Down On My Luck singiel z nadchodzącej płyty TRAFFIC.

U Mad wykonali w tym zespole po raz pierwszy na londyńskim show, które Kanye zorganizował zupełnie niespodziewanie w klubie KOKO, marca bieżącego roku. Album zostanie wydany już pod skrzydłami Roc Nation, do którego Mensa niedawno dołączył. Poinformował o tym fakcie Jay Z na swoim Twitterze:

W wywiadzie dla MTV z połowy maja, młody raper mówi tylko, że jego płyta jest w 90 procentach skończona. Wygląda na to, że podobnie jak w zwyczaju ma Kanye – Vic podzieli się dokładniejszymi informacjami wtedy, kiedy będzie miał ochotę nas zaskoczyć.

]]>
/vic-mensa-u-mad-ft-kanye-west/feed/ 0
Produkcja muzyki to zajęcie dla straceńców – rozmowa z Da Vosk Doctą, vol.2 /rozmowa-z-da-vosk-docta-vol-2/ /rozmowa-z-da-vosk-docta-vol-2/#comments Tue, 03 Mar 2015 10:43:51 +0000 /?p=1695 Kontynuacja rozmowy z Da Voskiem – DJem i producentem z Wrocławia. W tej części mówi o technicznej stronie tworzenia i grania muzyki, oraz krytycznym podejściu. Kilka jeszcze informacji o grach, które towarzyszyły mu od najmłodszych lat, a które następnie pojawiły się samplowane w jego produkcjach.

[Przeczytaj pierwszą część rozmowy]

KINKYOWL: Skąd bierzesz muzykę, którą potem grasz na imprezach?

DVD: Jestem dosyć emocjonalnie związany z dwoma portalami, na których znajduję swoje perełki. Gdy rodziła się moda na witch house, to wszystko pojawiało się na Bandcampie. W zasadzie wyłącznie tam. Dodatkowo, jako użytkownik mam możliwość wystawienia na sprzedaż własnych produkcji w wersji cyfrowej. Drugim portalem jest Soundcloud, na którym sukcesywnie sprawdzam sobie świeżynki przez „follow”owanie konkretnych ludzi. Swoje sety opieram prawie wyłącznie na materiale znalezionym na Bandcampie i Soundcloudzie.

Używasz beatmaszyny AKAI, ta firma jest dosyć popularna wśród DJów i producentów. Ktoś nakłonił Cię, żeby akurat po jej sprzęt sięgnąć?

Teraz używam MPD 26. Kiedyś miałem MPC 500, ale nie podobała mi się praca z nim. I raczej nikt szczególny mnie do AKAI nie nakłaniał. Wcześniej byłem jeszcze w posiadaniu padKONTROLA z Korga (ta sama klasa urządzenia), potem mini padów Korga. Na MPD skończyłem, bo zwyczajnie – do jego obsługi jest najwięcej tutoriali i poradników w internecie. Połączenie tej beatmaszyny z programem komputerowym jest pod tym kątem dla mnie najlepsze. Tutaj pojawia się także odpowiedź na często zadawane mi pytanie: „czemu nie korzystasz z Abletona?”. Zacząłem na Fruity Loopsie i teraz już nie ma sensu tego zmieniać. Żeby ogarnąć inne oprogramowanie od podstaw musiałbym poświęcić kolejny rok.

Wspominałeś o samplach z gier na Internet Ghetto. W co i na czym grałeś?

Na pewno sporo na SNESie. Z gier na niego najbardziej lubiłem Donkey Konga, z tym mocno ambientowym soundtrackiem. Potem Amigi. Pierwsza była Amiga 500 z rozszerzeniem 1 Mega Ramu, to był wtedy świetny komputer. Miałem też Gameboy Colora, na którym grałem w Castlevanię. I na zmianę – komputer, Playstation, komputer, Playstation 3. I potem jeszcze nowszy komputer. Najwięcej muzycznie było chyba z Amigi, mowa tutaj o ilości gier. Wydaje mi się, że na niej grałem najdłużej.

Jest tego trochę, masz te wszystkie konsole zgromadzone u siebie?

Nie, wszystkie stare konsole i komputery sprzedałem. Żegnałem przykładowo konsolę, żeby kupić sobie telewizor. Ten z kolei puszczałem spowrotem za sprzęt. Podobnie było z płytami, jeśli czegoś już nie słuchałem, to sprzedawałem.

Twoje zasoby cechuje więc raczej spora rotacja. Powiedz mi – oryginał czy remix?

Zdecydowanie remix. Z tego względu, że gdy osłuchasz się z oryginałem, to możesz wiedzieć czego mu brakuje. Jesteś dobrym producentem, to potrafisz to zremiksować, zrobić taki flip, który podkręci potencjał kawałka. Dajmy na to – super znany kawałek „Black Horse” autorstwa Katy Perry z Juicy J’em. Jego trapowe remixy są tysiąc razy lepsze, mimo, że to oryginał ma ze sto milionów wyświetleń.

Sądzisz, że dopuszczalne jest remixowanie samego siebie?

Jasne, można coś takiego robić. Czytam wywiady z producentami i często mówią, że zdarza im się samplować własne produkcje. Widzę w tym tylko środek do celu, ale sam się w to nie bawię. Mam ultrakrytyczne podejście do własnej twórczości i nie podoba mi się zasadniczo nic co robię. Gdybym do tego miał jeszcze remixować samego siebie, to byłaby dopiero katorga. Nie dość, że słuchałem tego dziesięć tysięcy razy podczas robienia tego w domu, to jeszcze raz tyle mi trzeba, by to zremixować – nie ma opcji. Nawet jak mi się wydaje, że coś skończyłem, to często przed opublikowaniem doklejam sample. Teraz przez miesiąc wolę czegoś nie wypuszczać i to katować w domu, żeby potem być trochę mniej niezadowolony. To jest prawdziwa klątwa, po wypuszczeniu czegoś mijają dwa miesiące, a ty już jesteś bogatszy o jakieś umiejętności, masz jakieś nowe patenty i mógłbyś coś zawsze poprawić. Potem patrzysz na jeszcze starsze rzeczy – chciałbyś je usunąć, no ale już nie wypada. To, że widać jakiś postęp to jedyny plus. Jeszcze dwa lata temu się nie przejmowałem, teraz jak coś usunę, to na fanpejdżu pisze mi 30 osób: „Ej, czemu to usunąłeś, wrzuć mi instrumental”. Uświadamiasz sobie wtedy, że ktoś tego jednak już słucha.

Przez taki krytycyzm mamy w ogóle moment, że – kawałek jest skończony?

W zasadzie nigdy. Z reguły to, że coś jest skończone wyznacza mi zacinanie się Fruity Loopsa. (śmiech) Mam i5, 4 GB RAMu, to już pozwala mi ten projekt dosyć rozbudować. Jak już procesor ma 99% zużycia po załadowaniu projektu, to albo eksportuję ścieżki i wrzucam je ponownie do projektu, albo stwierdzam, że to już definitywny koniec. Jeszcze ewentualnie sobie to mixuję, ale już nic nie dokładam. Najlepiej jest jeszcze, żeby to puścić komuś kto zna się na muzyce. Jeżeli ten komu to podeślę powie mi, że jest „spoko”, to kawałek zazwyczaj leży dwa, trzy dni, po czym go wrzucam. To jest straszne robić muzykę. Już tyle razy myślałem, żeby się zająć czymś normalnym… Bo to nie jest normalne zajęcie. To jest zajęcie dla straceńców.

Krytycyzm wobec własnej twórczości jest w twojej opinii powszechny?

W naszej ekipie jesteśmy raczej wszyscy mocno krytyczni, ale stanowimy zdecydowaną mniejszość. Mało jest takich osób pośród znanych mi producentów. Wypowiedzi niektórych z nich czytam na fanpejdżach – z reguły myślą, że są super, a ich produkcje rozpierdalają.

Ilu utworów nie wypuściłeś?

Dwa tysiące, trzy, albo nawet pięć tysięcy. (śmiech) Zdarzają się jeszcze sytuacje, że odpalam utwór sprzed kilku lat i okazuje się, że jednak jest dobry, tylko trzeba go dopracować. Dlatego fajnie jest wracać do przeszłości.

Czy aktowi kreacji bitu towarzyszą stany nieważkości? Mowa tutaj o najróżniejszych środkach, mniej lub bardziej odrealniających.

Pomyśl teraz, że gdyby ogólnie towarzyszyły mojej robocie jakieś narkotyczne fazy albo mocniejsze picie alkoholu, to co tydzień w sobotę i niedzielę mam kaca. No wiesz jak, wszyscy chcą z tobą zajarać, napić się. A kac w weekend to jest kolejne obciążenie, dwanaście godzin, które mógłbyś poświęcić na jechanie z muzyką.

]]>
/rozmowa-z-da-vosk-docta-vol-2/feed/ 0
Produkcja muzyki to zajęcie dla straceńców – rozmowa z Da Vosk Doctą, vol.1 /produkcja-muzyki-to-zajecie-dla-stracencow-rozmowa-z-da-vosk-docta-vol-1/ /produkcja-muzyki-to-zajecie-dla-stracencow-rozmowa-z-da-vosk-docta-vol-1/#comments Mon, 09 Feb 2015 14:46:21 +0000 /?p=1041 Kamil Szczepanik, znany również pod pseudonimem DVD, muzyką zajmuje się od ponad sześciu lat. W półświatku wrocławskiej sceny elektronicznej z pewnością jest nieobojętny, liczne grono ludzi wróży mu także rychłą ekspansję na skalę międzynarodową. Da Vosk Docta jest niedługo po wydaniu trzeciej odsłony Internet Ghetto i niedługo przed planowanym tegorocznym debiutem. Miałem okazję z nim porozmawiać i zaptać go nie tylko o kulisy strony producenckiej, ale także lajfstajlowe niuanse.

 

Kawiarnia Starbucks na Pl. Grunwaldzkim, Wrocław | godzina 10:20, 28.01.15 r


 

Przez ostatnie dwa lata zwiekszyłeś intensywność swojej pracy. Powięcasz tworzeniu muzyki więcej czasu, co pewne odbija się na relacjach ze znajomymi. Czy mają do Ciebie pretensje, że to nie ten sam Kamil co kiedyś?

Ja nie mam w tym momencie życia towarzyskiego, w rozumieniu, że dzwonie do kogoś i mówię: „Dawaj, ustawiamy się, będę za trzy minuty pod Twoją klatką”. Widzę swoich znajomych prawie wyłącznie na imprezach. W długim okresie, tylko przez kilka ostatnich miesięcy nie mam stałej pracy (nie mówimy tutaj o muzyce). Wcześniej wracałem do domu około 18. W weekendy generalnie albo grałem imprezy, albo odpoczywałem sobie. Jeżeli mowa o kimś typu „kumple ze szkoły”, to z nimi widzę się raz w miesiącu. Za to przez wyjazdy poznałem trochę nowych ludzi . Szczególnie takich, którzy też robią muzykę, organizatorów, wszyscy są, że tak powiem, z branży.

Czy są ludzie z branży, poznani przez te dwa lata, których znajomość zmieniła coś w Twoim życiu?
To ta nasza internetowa ekipa. Ka-meal, OLFVN, Ebola Ape (który teraz zmienił ksywę na Templez). Kto tam jeszcze… Restrict Flavour z Wrocławia, z którym w sumie pojechałem sobie w pierwszą trasę, pseudo trasę, bo odwiedziliśmy w trakcie wakacji trzy miasta w cztery dni.

Czy za organizację waszego wyjazdu odpowiedzialne było Invsbl?
Nie, wszystko zrobiliśmy sami. Zresztą z Invsbl ja osobiście się już raczej pożegnałem. Jeżeli chodzi o załatwianie koncertów, w sensie dj setów, to sam się wszystkim zajmowałem. Mimo, że Ka-meal jest jedną drugą tej formacji, to dalej mamy super stosunki. On jest zresztą jedną z tych osób, która wiele zmieniła na mojej drodze. Bardzo dobrze się kolegujemy, jeżeli można mówić o kolegowaniu się przez internet. Na żywo widzieliśmy się w zasadzie tylko kilka razy.

Czy dążysz do założenia własnej ekipy, pod własnym sztandarem? I czy będzie to ekipa czysto producencka…
Już jest coś takiego, ale nie można powiedzieć, że to jest moje własne. Nasza wspólna inicjatywa, czyli Ebola Ape a.k.a. Templez, Ka-meal, OLFVN i ja. Wspólnie jeździmy na imprezy i gramy sety. I tak, raczej nie ma miejsca dla raperów. Wynika to między innymi z tego, że nikomu z nas raczej nie podoba się polski rap. (śmiech) Wydaje mi się, że język angielski jest najbardziej odpowiednim dźwięcznie, żeby go położyć na bicie. Yung Lean nawija po angielsku, Looptroop Rockers nawijają po angielsku.

Interesuje mnie nazwa Twoich mixtapów – „Internet Ghetto” i stosunek do Yung Leana. Może nawet bardziej do Yung Guda. Jest jakiś związek między IG a Sad Boys.
Generalnie, Sad Boysi wzięli do swoich klipów i do swojej stylówki wszystko to, co było na Tumblerze już dwa lata przed tym, jak to spopularyzowali. Zaczęli też robić troszeczkę inną muzykę. Ja znałem tą cyfrowo-internetową kulturę już wcześniej. W 2009, czy 2010, jak Picture Plane zaczął robić swoje pierwsze witch housowe projekty, to ja to sprawdzałem. Już wtedy zacząłem się bawić w mocno nowoczesną muzykę, jak na Polskę. To było oczywiście słabe, ale tylko potwierdzam, że znałem to wczesniej. Jak usłyszałem Sad Boys, to pomyślałem: „O kurde, w końcu ktoś to zrobił, w końcu ktoś się na tym wybije”.

Czyli w jakiś sposób oni pierwsi spełnili dla Ciebie wizję tej muzyki z piętnem internetu?
Jasne, ja w zasadzie byłem i jestem cały czas na bieżąco z powstającymi gatunkami. Jestem w stanie przewidzieć co będzie modne w 2015. Wraz z Dawidem Byczkiem z portalu MKITNZ (Muzyka, której i tak nie znacie), zrobiliśmy to już w 2014 roku, myślę, że i w tym prognozy nam się sprawdzą.

Wydaje się, że Internet Ghetto łączy Twoje zamiłowanie do muzyki o bardziej klasycznym, oldschoolowym charakterze, z tym nowoczesnym, internetowym obliczem. Z tej klasycznej strony – sample z „Don’t Forget Us”, którego autorami są Dom i Nipsey, uchodzący za raperów OG. Z nowoczesnej jest banglający bassline i ogólnie, bardzo upraszczając – trapowa konstrukcja.
Niewielu ludzi dało mi do zrozumienia, że poczuli o co chodzi w Internet Ghetto, od pierwszej części, do trzeciej. Na początek – sample z gier, ktore lubię. Sample z Three 6 Mafia, z mixtapów DJ Paula, ogólnie Memphis, lata 90. Do tego połamane perkusje, które pojawiają się teraz u DJ Smokey. Użyty był też kultowy Roland TR-808. Internet Ghetto jest swego rodzaju spoiwem, płytą z wielu różnych rzeczy. No jest tam wszystko, wszystko, wszystko. Takie było właśnie zadanie tej płyty – żeby połączyć różne światy.

Planujesz IG kontynuować, czy odwracasz się w kierunku nowych pomysłów?
To były mixtapy. Na dobrą sprawę ten longplay, debiut, jest cały czas przede mną. W tym roku chcę zrobić płytę z prawdziwego zdarzenia, taką którą wyda jakaś wytwórnia, albo taką, którą będzie można kupić w jakimś sklepie. Przyznam, że jest taka możliwość, bo doszły mnie słuchy, że jedna z polskich wytwórni o bardziej hiphopowym profilu, chce nam zrobić składankę. Wcześniej, w 2011, chciało wydać mnie Asfalt Records, mailowałem z Tytusem i w planach było jakieś 500 sztuk. Skończyliśmy jednak na negocjacjach, ja sam zresztą nie miałem kompletnego projektu do płyty. Wiesz, stare gówno, nawet dobrze, że to nie wyszło; niemniej jednak Tytusowi się spodobało. Po prostu chciałbym, żeby ktoś to wydał, bo ja nie mam głowy tego wszystkiego ogarniać. Tak na dobrą sprawę jestem teraz sam swoim menadżerem. Dużo czasu muszę siedzieć na facebooku i klikać, dogadywać się z organizatorami. Niech przynajmniej organizacją płyty zajmie się ktoś inny.

Ale podejrzewam, że daje Ci to satysfakcję, bo inaczej byś tego nie robił?
Tak naprawdę, średnio trzy razy w miesiącu myślę nad powrotem do pracy w jakiejś normalnej firmie. Życie z muzyki w Polsce to jest ciężka sprawa. Dla DJa jest o tyle fajnie, że jak się rozkręcisz i zagrasz pięć lub sześć imprez w miesiącu, to będziesz miał pieniądze na wszystko czego ci potrzeba. Jak do tego sprzedajesz bity, to możesz ukręcić trochę ponad średnią krajową. I to jest spoko, ale… Swojej emerytury prawdopodobnie nie zobaczę nigdy, chyba, że będę odkładał na jakiś „czwarty fundusz”, czy jak to się tam nazywa. Mam teraz bookingi na luty i marzec, wiem, że coś się kroi na maj, ale co będzie w drugiej połowie 2015 – nie wiem.

]]>
/produkcja-muzyki-to-zajecie-dla-stracencow-rozmowa-z-da-vosk-docta-vol-1/feed/ 0
Don’t try to play me man, cause I ain’t with that shit! /dont-try-to-play-me-man-cause-i-aint-with-that-shit/ /dont-try-to-play-me-man-cause-i-aint-with-that-shit/#comments Tue, 04 Nov 2014 12:52:24 +0000 http://nicestuff.esy.es/?p=168 Sir Michael Rocks to prawdziwy głos ekstrawagancji w rapowym półświatku. Kojarzyć go można z kilku płytowej współpracy z Chuck Inglish’em w ramach The Cool Kids, lub z solowych projektów poprzedzających Banco. Tak, czy inaczej, ciężko jest przejść obojętnie nad odzianym w kimono i czapkę z daszkiem reprezentantem Chicago.

Moje bliższe zainteresowanie przyszło po jego kawałku Great, wydanym w październiku 2012 roku, na którym gościnnie pojawiają się Mac Miller i Casey Veggies. Usłyszymy ich również na nowym LP, ale już w innej konfiguracji, i obok innych znakomitych postaci.

Gdy po raz pierwszy miałem ją przed oczyma na myśl przyszedł mi Yung Lean. Połączenie wszelkiej maści fotografii, w jakiś sposób żywiołowych. Na dobicie, w lewym dolnym rogu jest jeszcze lis, który spoczywa na tle swoich powiększających się odpowiedników. Słowem – pomieszanie z poplątaniem jak na Sadboys2001. To chyba był klucz do odpowiedniego przyswojenia muzycznych szaleństw Banco. Jeżeli ktoś woli konwencjonalną muzykę, bez „wydziwiania” i z głęboką myślą przewodnią – płyta na 90% dla niego nie jest.

Zapowiedzi krążka rozpoczęły 2013 rok. Micky namiętnie przesuwał datę premiery, ale nie zostawił fanów z niczym. Z końcem maja (również 2013) wrzucił do sieci mixtape o bardzo wymownej nazwie –While You Wait, z czasem wydał również kilka indywidualnych utworów. Wypowiadając się później na temat Banco podkreślał, że ta produkcja ma inny charakter niż dotychczasowe. By zmienić stałe otoczenie przenosi się z Chi City do Kalifornii i poddaje wpływowi imprez, alkoholu, kodeiny, marihuany, i pewnie wielu innych źródeł natchnienia. Bity na Banco to w głównej mierze zasługaReno, ale pojawiają się też autorskie podkłady samego Sir Michael Rocks’a, Larry Fisherman’a(producencki pseudonim Mac Miller’a), a nawet Dj Mustard’a, który w ostatnim czasie zbiera spore finansowe plony. Dodajemy do mieszanki aksamitny, jak na rapera, głos i nietuzinkowe flow. Wszystko to wpływa na słuchacza narkotycznie i jak najbardziej pochłaniająco. Nie można też zapomnieć o roli pięknych kobiet z miasta aniołów w kreowaniu tego dzieła.

Longplay pełen jest dziwnych, miejscami nawet niepokojących sampli. Dzwoneczki na Bussin, wraz ze stukającym hi-hat’em, budzą mieszane uczucia, niczym soundtrack jakiegoś thrillera. Wibrujący, nabrzmiały gwizd na Kill Switch może doprowadzić do szaleństwa, jeżeli nie zacznie się do niego hipnotycznie podrzucać głową. Na Cold Sore SKIT mamy nawet okazję słyszeć temat muzyczny z Pokemonów na Nintendo. Z drugiej strony, relaksujący, kaskadowy synth jak na Some Ish i kowbojsko gitarowe wstawki z wolniejszą trapową perkusją – domena Lost Boys. Różnorodność aż uderza otwartą dłonią w twarz – ciężko powiedzieć, czy wybudza z ogłupienia, czy w nie wprowadza.

Mimo, że tak zwana „rap gra” na dzień dzisiejszy jest szturmowana przez multum różnej maści artystów, nie da się znaleźć drugiego Sir Michael Rocks’a. Jego zabiegi wokalne są bardzo indywidualne i wyczuwalnie niewymuszone, a klasyczne mu wprowadzenie bystrego dowcipu tworzy zawadiacki klimat na całej płycie. Same dziesiątki należą się również za doskonałe dobranie gości na poszczególne kawałki, bo nie doszukałem się zbędnych zwrotek (nawet jednej). Micky z całą pewnością jest liderem, gdy tak bardzo niemożliwym wydaje się by za kimś podążał. Prezentuję jedyne w swoim rodzaju – Banco, portal do świata, gdzie karmisz dinozaury i sam ustanawiasz światowe trendy.

]]>
/dont-try-to-play-me-man-cause-i-aint-with-that-shit/feed/ 0