KINKYOWL » Monika Gruda Polski magazyn muzyczny online. Recenzje, relacje, wywiady komentarze. Sun, 17 Apr 2016 11:19:25 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=4.3.1 Dawid Podsiadło: W dobrą stronę /dawid-podsiadlo-w-dobra-strone/ /dawid-podsiadlo-w-dobra-strone/#comments Fri, 25 Sep 2015 20:15:22 +0000 /?p=5867 Na polskim podwórku to chyba jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tej jesieni – już niebawem, bo 6 listopada do sklepów trafi drugi solowy album Dawida Podsiadły, zatytułowany „Annoyance and Disappointment”. Za producenckim sterem stanął ponownie Bogdan Kondracki, który czuwał już nad debiutem Dawida. Ilustracją dla płyty stał się fragment obrazu „Dawid och Saul” Juliusa Kronberga.

Dobra wiadomość to taka, że właśnie otrzymaliśmy pierwszy singiel „W dobrą stronę”, a jeszcze lepsza – że w następnym tygodniu ukaże się wideolip. Ci, którzy pokochali Dawida za jego liryczno-nostalgiczną stronę, wciąż mogą liczyć na dużą emocjonalność i osobiste teksty, ale już pierwszy fragment „Annoyane and Disappointment” pokazuje, że ten album ma wyraźnie zadziorny rys i więcej energii. To może być bardzo mocny akcent na koniec roku!

]]>
/dawid-podsiadlo-w-dobra-strone/feed/ 0
Sexwitch, czyli nowe muzyczne wcielenie Natashy Khan /sexwitch-czyli-nowe-muzyczne-wcielenie-natashy-khan/ /sexwitch-czyli-nowe-muzyczne-wcielenie-natashy-khan/#comments Wed, 09 Sep 2015 15:12:53 +0000 /?p=5590 Do tej pory Natashę Khan znaliśmy jako Bat For Lashes, pod którym to pseudonimem brytyjska piosenkarka i multiinstrumentalistka działa już od blisko dziesięciu lat. Jednak już niedługo będziemy mogli poznać jej kolejne muzyczne wcielenie. Khan zapowiedziała niedawno nowy projekt Sexwitch, pod którego szyldem ukaże się płyta o tym samym tytule.

Sexwitch to wypadkowa trzech twórców – Natashy Khan właśnie, producenta Dana Careya oraz zespołu TOY. Z tym ostatnim artystka ma już na koncie współpracę chociażby przy okazji utworu „The Bride” z 2013 roku. Premiera debiutanckiego „Sexwitch” zaplanowana została na 25 września. Minialbum wypełni 6 coverów w nurcie folkowo-psychodelicznych piosenek lat 70., których korzenie sięgają Iranu, Maroko, Tajlandii czy Stanów Zjednoczonych. Na singiel promujący wybrano irańską piosenkę, „Helelyos”.

Sexwitch:

01. Ghoroobaa Ghashangan (Iran)
02. Ha Howa Ha Howa (Morocco)
03. Helelyos (Iran)
04. Kassidat El Hakka (Morocco)
05. War In Peace (U.S.A)
06. Lam Plearn Kiew Bao (Thailand)

]]>
/sexwitch-czyli-nowe-muzyczne-wcielenie-natashy-khan/feed/ 0
Lianne La Havas w muzycznej sesji dla Deezer /lianne-la-havas-w-muzycznej-sesji-dla-deezer/ /lianne-la-havas-w-muzycznej-sesji-dla-deezer/#comments Tue, 08 Sep 2015 15:07:01 +0000 /?p=5586 Prawdziwym sprawdzianem dla artysty i jego muzyki jest zawsze występ na żywo. Po bardzo dobrych recenzjach „Blood”, albumu Lianne La Havas, który trafił do sklepów pod koniec lipca, nadszedł czas na weryfikację zgromadzonego na nim materiału. Wokalistka ma już za sobą pierwsze koncerty i występy live, a ostatnio wzięła udział w muzycznej sesji dla Deezer.

Serwis Deezer podzielił się z nami wideo ze specjalnej sesji na żywo, podczas której La Havas zaśpiewała trzy utwory z ostatniej płyty: „Unstoppable”, „Midnight” i „What You Don’t Do”. Nagranie rozwiewa wszystkie wątpliwości; piosenki ubrane w nowe oszczędne aranżacje pokazują się z bardziej subtelnej strony niż ich studyjne wersje, a Liannne wyśpiewuje frazy miękko i ze spokojem, pozostając przy tym bezbłędną.

Przypominamy również, że o tym, jak „Blood” brzmi na koncertach, będziecie mogli przekonać się już 17 listopada, kiedy to artystka wystąpi w warszawskim klubie Palladium.

]]>
/lianne-la-havas-w-muzycznej-sesji-dla-deezer/feed/ 0
Płyta, na której zaiskrzyło – recenzja „Blood” Lianne La Havas /plyta-na-ktorej-zaiskrzylo-recenzja-blood-lianne-la-havas/ /plyta-na-ktorej-zaiskrzylo-recenzja-blood-lianne-la-havas/#comments Wed, 05 Aug 2015 23:58:43 +0000 /?p=5025 Nagranie przez artystę dobrego albumu to nie wszystko, co sprawia, bym do tegoż albumu wracała z wyjątkową częstotliwością, a przy tym czerpiąc z tego dużą radość. Rzecz musi być tyleż solidna muzycznie, co na jakimś poziomie tożsama z moimi emocjami i zdolna szarpnąć „tę” konkretną strunę wewnątrz mnie, łącząc dźwięki ze wspomnieniami, a słowa z własnymi obrazami. „Blood” słucham nieprzerwanie od blisko tygodnia, a kiedy nie słucham, wciąż słyszę tę muzykę w głowie – to chyba znak, że Lianne La Havas się udało.

Debiut tej artystki zapamiętałam jako dosyć jednorodny i zdecydowanie akustyczny, ocierający się po trosze o folk i jazz, i to taki jazz, w którym pobrzmiewały echa sennej bossa novy. Swoje drugie muzyczne dziecko La Havas skierowała w nieco inną stronę, choć wciąż trzymając się niedaleko wcześniej obranego przez siebie kierunku. Instrumentarium zostało wzbogacone, a gdzieniegdzie pojawiły się nawet elektroniczne smaczki, ale są one na tyle drobne, że nie sposób mówić tutaj o wielkiej rewolucji stylistycznej. Po inspiracje dla nowego albumu artystka dotarła aż na Jamajkę, aby tam sięgnąć do swoich korzeni i odkryć na nowo siebie. I to słychać na „Blood” – zarówno przebytą drogę ku przeszłości, która dała bazę dla szczerych tekstów, jak i jamajskie słońce, ciepło i energię, choć z wyczuwalną tęskną nutą. Ze swoich rodzinnych stron Lianne przemyciła też dużo kołyszących, synkopowanych rytmów.

„Blood” w głównej mierze urzeka swoją delikatnością, jednak i tutaj zdarzył się mały wyjątek, o czym za chwilę. Zaczyna się bardzo miękko i sennie, od singlowego „Unstoppable”, które jeszcze na długo przed premierą rozbudziło moją nadzieję odnośnie tej płyty. Później La Havas raczy nas jeszcze spokojniejszym „Green & Gold” z pięknym tekstem, który określiłabym esencją całej podróży artystki na Jamajkę. Takie klimatyczne ballady stanowią sporą część tego wydawnictwa; mamy więc „Ghost”, które myślę, że z powodzeniem odnalazłoby się na debiucie La Havas, czy „Good Goodbye” ze smykami nieśmiało wyzierającymi zza partii klawiszy, gitary akustycznej i emanującego ciepłem wokalu.

Jako balladową wisienkę zdecydowanie oznaczyłabym utwór „Wonderful”. Ma on w sobie tyle magii, że słuchając go, czuję się jak Alicja, która trafiła do cudownej, nierzeczywistej krainy. Dyskretne chórki, delikatne pstryknięcia, pluskające klawisze i owiany mgłą głos Lianne budują genialny nastrój i niesamowicie koją duszę. Zaraz obok tej piosenki moją ulubioną jest „Grow” – to buzująca kapsuła, kumulująca w sobie ogrom emocji i niepozbawiona dozy dramatyzmu, nasuwającego mi na myśl zeszłoroczny debiut Benjamina Clementine’a; z kolei bridge to pierwszy mocny akcent na „Blood”. A drugi?

Nie dajcie się zwieść „Never Get Enough”; podczas gdy zasłuchałam się w subtelną, relaksującą zwrotkę, refren tej piosenki wprawił mnie w niemałe zdumienie. Charczące, przesterowane riffy były niczym brutalna pobudka ze spokojnego snu. To spory wyczyn ze strony La Havas – skleić dwa niepasujące do siebie kawałki i sprawić, aby z innej perspektywy zgrały się one mimo wszystko w całość. Wśród raczej ostrożnego podejścia do pozostałej części materiału taki jeden odważny ruch jest na plus. Na „Blood” wyróżnia się jeszcze jeden kawałek. „What You Don’t Do”, bo o nim mowa, okazało się być najbardziej pozytywnym, optymistycznym i energetycznym akcentem, który jest jak natychmiastowe zaproszenie na parkiet i nie przewiduje odmowy.

Muzycznie album broni się mocno, ale chyba trudno zaprzeczyć, że wokal Lianne to jednak główny aktor na tej scenie. Słuchanie go przypomina zapadanie się w stos miękkich, aksamitnych poduszek. Jego brzmienie sprawia, że czujemy się po prostu dobrze i komfortowo, a sam głos od czasu „Is Your Love Big Enough?” nabrał większej głębi. Co więcej, na najnowszym krążku artystka pokazała jego dwa skrajne kolory.

„Blood” jest albumem, na którym znalazłam swoich faworytów już po pierwszym przesłuchaniu, a każde następne było jak odpakowywanie kolejnych warstw prezentu – z czasem odkrywałam i doceniałam coraz więcej. Prąd, o którym śpiewa Lianne La Havas, przepłynął i w końcach moich palców i… zaiskrzyło!

]]>
/plyta-na-ktorej-zaiskrzylo-recenzja-blood-lianne-la-havas/feed/ 0
Nowa EP-ka od FKA twigs ma ukazać się jeszcze w sierpniu /nowa-ep-ka-od-fka-twigs-ma-ukazac-sie-jeszcze-w-sierpniu/ /nowa-ep-ka-od-fka-twigs-ma-ukazac-sie-jeszcze-w-sierpniu/#comments Tue, 04 Aug 2015 16:06:40 +0000 /?p=4998 Jesteśmy świeżo po radiowej premierze nowego utworu od FKA twigs, zatytułowanego „Figure 8”. Obok „Glass & Patron” to drugi muzyczny zwiastun nadchodzącej EP-ki, której premierę zaplanowano jeszcze na ten miesiąc. Nowy mini-album nosi tytuł „Melissa” i jak dotąd potwierdzono pięć piosenek, które mają się na nim znaleźć.

„Melissa” jest wspólnym dziełem producenckim FKA twigs i BOOTS, znanego wcześniej ze współpracy z Beyonce. W wywiadzie dla Complex Brytyjka wyjaśniła, że tytuł EP-ki to nazwa jej własnej kobiecej energii. – Nigdy wcześniej, zanim powstało EP, nie nazywałam jej „Melissa”. To nie jest jakieś dziwne alter ego. Po prostu w ten sposób oddzieliłam ją od siebie – dodała.

Jeszcze do niedawna na tracklistę składały się cztery kompozycje, jednak dzisiaj mówi się o pięciu potwierdzonych piosenkach. Są to: „Figure 8”, „Glass & Patron”, „I’m Your Doll”, „In Time” oraz „Mothercreep”.

]]>
/nowa-ep-ka-od-fka-twigs-ma-ukazac-sie-jeszcze-w-sierpniu/feed/ 0
Lianne La Havas wystąpi jesienią w Warszawie /lianne-la-havas-wystapi-jesienia-w-warszawie/ /lianne-la-havas-wystapi-jesienia-w-warszawie/#comments Fri, 24 Jul 2015 10:21:39 +0000 /?p=4692 Lianne La Havas odwiedzi Polskę już tej jesieni. Artystka wystąpi 17 listopada w Warszawie, w klubie Palladium. Koncert będzie częścią trasy koncertowej promującej drugi album Brytyjki zatytułowany Blood.

Przypominamy, że Lianne La Havas zadebiutowała w 2012 roku z płytą „Is Your Love Big Enough?”, która okazała się dużym sukcesem nie tylko na wyspach. Nowy krążek wyprodukowany przez Stephena McGregora trafi na półki sklepowe 31 lipca. Więcej na jego temat pisaliśmy tutaj.

Bilety na warszawski koncert dostępne są już w sprzedaży w cenach: 79zł – miejsca stojące i 90zł – miejsca siedzące. Szukajcie ich w sklepach sieci Empik, Media Markt i Saturn oraz na stronach: www.biletomat.pl, www.eventim.pl, www.ebilet.pl, www.ticketpro.pl i www.go-ahead.pl.

]]>
/lianne-la-havas-wystapi-jesienia-w-warszawie/feed/ 0
Lianne La Havas: Green & Gold /lianne-la-havas-green-gold/ /lianne-la-havas-green-gold/#comments Thu, 23 Jul 2015 21:06:35 +0000 /?p=4697 Premiera drugiej płyty Lianne La Havas już w przyszłym tygodniu, a tymczasem wokalistka podzieliła się kolejnym utworem, który znajdzie się na „Blood”. „Green & Gold” to nostalgiczna propozycja, w której równoważy się dziedzictwo starożytnej Grecji ze wschodzącym słońcem Jamajki. Tę, jak i pozostałe premierowe kompozycje będziemy mogli usłyszeć na żywo 17 listopada, kiedy to La Havas zagra koncert w Warszawie dla polskiej publiczności.

]]>
/lianne-la-havas-green-gold/feed/ 0
NoMBe: Miss Mirage /nombe-miss-mirage/ /nombe-miss-mirage/#comments Mon, 20 Jul 2015 21:12:50 +0000 /?p=4557 NoMBe przygotowuje się do wydania drugiej EP-ki, która będzie nosić tytuł „Mood Indigo”. Wydawnictwo to jest promowane przez właśnie opublikowany utwór „Miss Mirage”, inspirowany stanem bezsenności. Piosenka jest kwintesencją stylu wypracowanego przez artystę – stanowi wybuchową mieszankę soulu i elektroniki, co sprawia, że NoMBe brzmi nad wyraz współcześnie, a przy tym emocjonalnie i głęboko. Warto zwrócić na niego uwagę przy okazji zbliżającej się premiery.

]]>
/nombe-miss-mirage/feed/ 0
Kimbra: Goldmine /kimbra-goldmine/ /kimbra-goldmine/#comments Thu, 16 Jul 2015 10:04:34 +0000 /?p=4505 U Kimbry trwa niezmiennie złota era. Nowozelandka właśnie podzieliła się wideoklipem zrealizowanym do piosenki „Goldmine”, która pochodzi z albumu „The Golden Echo”. Twórczość, jak i walory wokalne artystki już od samego debiutu były jedyne w swoim rodzaju i podążały w kierunku, który u celu ma eksperyment muzyczny, odwagę i ogromną swobodę. Zeszłoroczna płyta była kolejnym dużym krokiem na tej drodze i zbliżyła Kimbrę do nurtu surrealizmu.

Teledysk stworzony został metodą animacji poklatkowej, a pomysł na niego zrodził się z abstrakcyjnej wizji dwóch filmowców: Chestera Travisa i Tymothy’ego Armstronga. Czarno-biały obraz ze złotymi akcentami miał stanowić wizualną metaforę przesłania utworu mówiącego o „wewnętrznym bogactwie”.

– Posiadamy w sobie ogromną moc i bardzo podoba mi się, jak zostało to pokazane w teledysku poprzez wykorzystanie wszystkich tych przedmiotów, które manifestują swoją obecność wokół mnie, a w końcu i przeze mnie. Często myślę o tym, że świat jest w ostatecznym rozrachunku energią i że to my jesteśmy twórcami tej energii każdego dnia. – przyznała Kimbra.

]]>
/kimbra-goldmine/feed/ 0
Czy na Hawajach można się nudzić? – recenzja „Dancing at the Blue Lagoon” Cayucas /czy-na-hawajach-mozna-sie-nudzic-recenzja-dancing-at-the-blue-lagoon-cayucas/ /czy-na-hawajach-mozna-sie-nudzic-recenzja-dancing-at-the-blue-lagoon-cayucas/#comments Mon, 06 Jul 2015 11:12:57 +0000 /?p=4312 Kiedy na zewnątrz temperatura wzrasta powyżej 30 stopni, a powietrze jest tak ciężkie, że nawet ruch dłonią na klawiaturze staje się zbyt wymagający, to kto z nas nie chciałby znaleźć się w tym momencie w nieco innym miejscu? Być na przykład na egzotycznej plaży, czuć pod stopami przesypujące się ziarenka piasku i chłodzić się zimnym napojem w cieniu ogromnej palmy? Chłopaki z Cayucas postanowili nas tam zabrać – bez biletu, za to z ich najnowszą płytą „Dancing at the Blue Lagoon”. Ja nie dałam się długo prosić i ruszyłam wraz z nimi w podróż nad błękitną lagunę.

Nie mam wątpliwości, że wakacje spędzane w takim miejscu są zachwycające. Jednak, gdy wychodzi na jaw, że są one jedynie wielokrotnością sceny opisanej przeze mnie na początku, to gdzieś wkrada się monotonia. Owszem, jest pięknie, ale monotonnie. A stąd już niebezpiecznie blisko do nudy. Podobnie ma się rzecz z nowym albumem Cayucas.

Singlowe „Moony Eyed Walrus” brzmiało naprawdę obiecująco. Tymczasem to, co miało uchylać rąbka tajemnicy okazało się być samą tajemnicą. Na „Dancing at the Blue Lagoon” nie znajdziemy po prostu nic innego, czego nie spodziewalibyśmy się po singlu promującym. Nie oznacza to, że materiał, który dostaliśmy, jest zły, bo bardzo polubiłam tytułową piosenkę, a także „Ditches”, „Backstroke” czy „A Shadow in the Dark”. Jest on mimo wszystko w pewien sposób rozczarowujący, kiedy czeka się aż „kliknie” i coś nas zaskoczy, a taki moment nie nadchodzi. Można wręcz powiedzieć, że na nowym krążku tak zadbano o spójność brzmień poszczególnych utworów, że wszystko uległo rozmyciu i zabrakło wyrazistych punktów.

Bracia Yudin znakomicie zadbali o lekką, wakacyjną atmosferę prosto z hawajskiej plaży; tego nie mogę im odmówić. Ciepłe wokale, subtelne bębny i wirujące w tle słodkie jak piña colada akordy gitary niezmiennie wprowadzają mnie w znakomity nastrój. Ich muzyka odpręża, jest nienachalna i podsuwa wyobraźni piękne obrazki.

Niemniej chłopaki tworząc nowe kompozycje, skorzystali z gotowego już przepisu, który co prawda idealnie sprawdził się na debiutanckiej płycie „Bigfoot”, ale powielony tutaj stracił na swojej niepowtarzalności. Dodatkowo Cayucas zgubili gdzieś po drodze swego rodzaju muzyczne poczucie humoru, będące ważną składową „Bigfoot” i generujące ciekawe rozwiązania w melodiach, i nad błękitną lagunę dotarli już nieco przewidywalni. „Dancing at the Blue Lagoon” to album, który można określić mianem bardzo przyjemnego i raczej nie wymagającego. Wizja egzotycznej plaży ma swój urok, ale co z tego, kiedy w trakcie zaczynamy się wiercić z powodu nudy?

]]>
/czy-na-hawajach-mozna-sie-nudzic-recenzja-dancing-at-the-blue-lagoon-cayucas/feed/ 0