KINKYOWL » Szymon Baczyński Polski magazyn muzyczny online. Recenzje, relacje, wywiady komentarze. Sun, 17 Apr 2016 11:19:25 +0000 pl-PL hourly 1 http://wordpress.org/?v=4.3.1 White Denim – Stiff, recenzja /white-denim-stiff-recenzja/ /white-denim-stiff-recenzja/#comments Sun, 17 Apr 2016 10:49:45 +0000 /?p=9716 Teksańczycy z White Denim wchodząc do studia w celu nagrania materiału na Stiff mieli doskonałą okazję, aby w końcu zyskać szacunek i popularność, na jakie, w swoim nurcie, zasługiwali od paru dobrych lat. Bowiem aż połowa czteroosobowego składu zmieniła kapelę (Austin Jenkins i Josh Block weszli na szczyt u boku Leona Bridgesa), zmienił się producent, a ponadto lider formacji – James Petralli – w ubiegłym roku wydał fantastyczną płytę solową. Album Stiff mógł być zatem punktem zwrotnym w historii zespołu czy też, upraszczając, odświeżeniem schematycznego white-denimowskiego brzmienia.

Zważając na fakt, iż grupie przewodzi muzyk z otwartym umysłem i progresywnym podejściem do tak skostniałego gatunku jakim jest rock and roll, o wygórowane oczekiwania nie było trudno. Tymczasem Stiff brzmi jakby miał być tylko przystankiem pozwalającym nowym członkom na zaaklimatyzowanie się w przedsięwzięciu zwanym White Denim.

Otwierający album „Had 2 Know (Personal)” uzmysławia słuchaczowi, że na pokładzie, mimo znaczących zmian, wszystko zostało po staremu. Pędzące gitary prowadzą do czystego wokalu Petralliego niemal w bliźniaczy sposób jak w „At Night In Dreams” sprzed trzech lat. Ponadto, zwrotka mniej lub bardziej przypomina „Sympathy for the Devil” Stonesów. Po przesłuchaniu całego albumu, podobnych skojarzeń znajdzie się więcej: „There’s Brain in My Head” to potomek „Taxmana” Beatlesów, a „Mirrored in Reverse” to blues rock niczym spod znaku ZZ Top. Kolejną dawkę korzennego brzmienia znajdziemy w zainicjowanym przez skoczne klawisze „Real Deal Momma”.

Wycieczka w stronę staromodnego soulu/r&b w „Take It Easy (Ever After Lasting Love)” to jedyny, lecz niezbyt nieudany eksperyment na Stiff, przez który krążek mocno traci na przejrzystości. Innymi dalekimi od gitarowego szału utworami są „(I’m the One) Big Big Fun” oraz „Thank You”. Pierwszy z nich to powolny, funkowy groove, który tylko uświadamia ciężar niekończących się solówek w wielu kompozycjach. Z kolei w drugim White Denim w końcu prezentują wysoką formę. Niepasująca do dużej części płyty staranna produkcja pozwoliła znakomicie współbrzmieć delikatnej melodii i elementom łagodnej elektroniki. Aż trudno zrozumieć, co pchnęło muzyków, by poprzedzić tak miękki utwór zamykający krążek bezużytecznym, miałkim intrem, będącym kiepską kopią riffu z „Burnished”, czyli piosenki z katalogu nie kogo innego jak White Denim…

Nowy materiał jest bezpośredni i nieprzekombinowany, co powinno być komplementem, skoro mowa o teksańskim gitarowym graniu. Natomiast znając możliwości Petralliego i spółki można odnieść wrażenie, że w pracę w studiu nie włożono wystarczającej ilości starań i energii. Podstawą moich zarzutów nie są jednak surowy charakter poszczególnych piosenek czy silne inspiracje rockiem lat 60, lecz mało wyraziste aranże, którym daleko do tych z D czy Corsicana Lemonade.

Przez niemal 10 lat White Denim pozwalali obserwować swoje gitarowe eksperymenty, rozwijanie harmonii i charakterystycznego warstwowego brzmienia, za każdym razem zaskakując, stawiając krok naprzód. Redefiniowanie własnego stylu na przeważającej części nowego materiału to kiepski pomysł, jeśli zespół nie chce zostać zaliczany do tych, które w kółko nagrywają tę samą płytę. Niemniej jednak, gdyby pominąć resztę dyskografii Teksańczyków, należałoby przyznać, że stworzyli swobodny i entuzjastyczny album z silnym koncertowym potencjałem.

]]>
/white-denim-stiff-recenzja/feed/ 0
Charles Bradley: Good To Be Back Home /charles-bradley-good-to-be-back-home/ /charles-bradley-good-to-be-back-home/#comments Wed, 06 Apr 2016 08:52:10 +0000 /?p=9711 „Good To Be Back Home” to numer dwa na najnowszym krążku Charlesa Bradleya. Changes ukazał się 1 kwietnia nakładem Daptone – wytwórni, która odkryła talent muzyka. Wokalista wydał pierwszą płytę w wieku 62 lat.

W utworze Bradley prezentuje retro-soul w najlepszym wydaniu. Jego wokal momentami jest nieczysty, a mimo to wciąż bezbłędny i autentyczny. Słowa piosenki są wykrzykiwane z drapieżnością, której nie powstydziłby się sam James Brown. Nic dziwnego skoro król soulu od lat jest idolem Charlesa. Ten przez lata grał covery Browna, przebierał się za niego i imitował niesamowity styl Mr. Dynamite’a.

Tekst „Good To Be Back Home”, jak wskazuje tytuł, traktuje o radości muzyka z możliwości przebywania w spokojnym domu po tym wszystkim co przeszedł. Odnosi się to do barwnej przeszłości, jaką ma za sobą artysta. Przez całe życie borykał się bowiem z problemami, ubóstwem, w dzieciństwie uciekał z domu, a w późniejszych latach był, między innymi, kucharzem w szpitalu psychiatrycznym dla weteranów wojny w Wietnamie.

Album Changes zbiera bardzo pozytywne recenzje, a poniższy utwór jest jego doskonałą, żywiołową reprezentacją. Charles Bradley pokazuje, że pomimo wieku 68 lat wciąż ma wiele do zaoferowania.

]]>
/charles-bradley-good-to-be-back-home/feed/ 0
Kevin Morby: Dorothy /kevin-morby-dorothy/ /kevin-morby-dorothy/#comments Thu, 31 Mar 2016 14:24:44 +0000 /?p=9528 Kevin Morby podzielił się drugim singlem promującym zbliżające się wydawnictwo. Premiera Singing Saw już 15 kwietnia. Będzie to trzeci longplay jeśli chodzi o solową karierę muzyka, a dziewiąty w ogóle, biorąc pod uwagę wspólne dokonania z Woods oraz The Babies. Co ciekawe, Woods, których Morby opuścił w 2013 roku, wydają nowy album zaledwie tydzień przed ukazaniem się Singing Saw. Tym samym szykuje się rywalizacja na najwyższym folk rockowym szczeblu.

Numer „Dorothy” teksańczyk dedykuje swojemu Fenderowi Jaguarowi, który, jak dowiadujemy się z teledysku, ochrzcił właśnie takim imieniem. Gitara towarzyszy mu od wielu lat, a w najnowszym utworze spisuje się jak zawsze świetnie. Morby wciąż eksploatuje swoją odmianę alternatywnego folku, tym razem w mocno przesterowanym i sfuzzowanym wydaniu.

]]>
/kevin-morby-dorothy/feed/ 0
The Stone Roses nagrywają nowy materiał /the-stone-roses-nagrywaja-nowy-material/ /the-stone-roses-nagrywaja-nowy-material/#comments Mon, 28 Mar 2016 10:20:29 +0000 /?p=9540 Pod koniec ubiegłego roku błyskawicznie rozeszła się wieść o powrocie grupy The Stone Roses, gdy muzycy zapowiedzieli dwa koncerty na stadionie Etihad w Manchesterze, co w krótkim czasie rozszerzono do niewielkiej trasy koncertowej na Wyspach (czerwiec i lipiec). Teraz okazuje się, że zespół, w klasycznym składzie – wokalista Ian Brown, gitarzysta John Squire, basista Gary Manny Mounfield, perkusista Alan John Wren – jest w trakcie nagrywania nowego materiału w studiu.

Z krótkiej rozmowy Iana Browna z dziennikarzem New Musical Express wynika, że nowa muzyka brzmi „wspaniale” i kolejnych szczegółów możemy spodziewać się w najbliższym czasie. Ewentualny longplay byłby dopiero trzecim w dorobku zespołu. Stone Roses i Second Coming to czołowe albumy pierwszej połowy lat 90., stanowiące trzon brytyjskiej alternatywy. Legenda odradza się.

]]>
/the-stone-roses-nagrywaja-nowy-material/feed/ 0
Kaytranada zapowiada nową płytę /kaytranada-zapowiada-nowa-plyte/ /kaytranada-zapowiada-nowa-plyte/#comments Sat, 19 Mar 2016 10:28:22 +0000 /?p=9283 Louis Kevin Celestin, zamieszkujący Kanadę, a pochodzący z Haiti, młody DJ i producent znany jako Kaytranada, podzielił się szczegółami swojego nadchodzącego albumu. 99.9%, długogrający debiut muzyka, ukaże się 6 maja nakładem XL Recordings. Fanów dotychczasowych dokonań producenckich Louisa powinna ucieszyć lista gości pojawiających się na płycie. Między innymi, za produkcję „Life Weight”, swoim soulowym wokalem odwdzięczy się Anderson .Paak, a Syd Tha Kyd dorzuci swoje trzy grosze w zamian za rewelacyjny singiel „Girl”.

Spośród utworów, które stworzą tracklistę nowego albumu dwa są już nam znane. Mowa o „Drive Me Crazy” nagranym z Viciem Mensą oraz „Leave Me Alone” z Shay Lią. Producent nie zapomniał jednak zaprezentować świeżego materiału. Poniżej prezentujemy „Bus Ride”.

Kaytranada zapowiedział również trasę koncertową, która obejmuje kilkanaście europejskich miast, jednakże artysta nie zawita do Polski.

Tracklista 99.9%:

01. Track Uno
02. Bus Ride [ft. Karriem Riggins and River Tiber]
03. Got It Good [ft. Craig David]
04. Together [ft. AlunaGeorge and GoldLink]
05. Drive Me Crazy [ft. Vic Mensa]
06. Weight Off [ft. BADBADNOTGOOD]
07. One Too Many [ft. Phonte]
08. Despite the Weather
09. Glowed Up [ft. Anderson .Paak]
10. Breakdance Lesson N.1.
11. You’re the One [ft. Syd]
12. Vivid Dreams [ft. River Tiber]
13. Lite Spots
14. Leave Me Alone [ft. Shay Lia]
15. Bullets [ft. Little Dragon]

]]>
/kaytranada-zapowiada-nowa-plyte/feed/ 0
Potężny hołd dla Grateful Dead /potezny-hold-dla-grateful-dead/ /potezny-hold-dla-grateful-dead/#comments Fri, 18 Mar 2016 09:24:20 +0000 /?p=9258 Jedni z prekursorów studyjnego efekciarstwa, pionierzy psychodelicznego rocka, mistrzowie scenicznych jamów. Grupa The Grateful Dead 20 maja doczeka się niesamowitej laurki wystawionej przez dziesiątki artystów z najwyższej półki we współczesnej muzyce. Od Courtney Barnett, Kurta Vile’a, Real Estate, przez Unknown Mortal Orchestra i Anohni, aż po Wilco, The Flaming Lips oraz The War On Drugs. Nie sposób wymienić wszystkich zasługujących w tym przypadku na uwagę muzyków. Ukazanie się Day of the Dead będzie niewątpliwie ważnym wydarzeniem w rockowym 2016 roku.

Pomysłodawcami powyższego projektu są bracia bliźniacy Aaron i Bryce Dessner – założyciele zespołu The National. Wyprodukowali całość materiału, a także zaprosili do udziału wszystkich muzyków. W konsekwencji, otrzymamy 59 zreinterpretowanych kompozycji Grateful Dead i blisko 6 godzin muzyki. Day of the Dead ukaże się nakładem wytwórni 4AD.

Jak wynika z informacji na oficjalnej stronie dayofthedeadmusic.com, album ma na celu przeniesienie dźwięków The Dead do nowej ery, jak i wsparcie Red Hot – organizacji charytatywnej działającej na rzecz walki z AIDS.

Trzyczęściowa tracklista Day of the Dead:

Thunder (Vol. 1):

01 The War on Drugs: „Touch of Grey”
02 Phosphorescent, Jenny Lewis & Friends: „Sugaree”
03 Jim James & Friends: „Candyman”
04 Moses Sumney, Jenny Lewis & Friends: „Cassidy”
05 Bruce Hornsby and DeYarmond Edison: „Black Muddy River”
06 Ed Droste, Binki Shapiro & Friends: „Loser”
07 The National: „Peggy-O”
08 Kurt Vile and the Violators: „Box of Rain” [ft. J Mascis]
09 Bonnie „Prince” Billy and Friends: „Rubin and Cherise”
10 Perfume Genius, Sharon Van Etten & Friends: „To Lay Me Down”
11 Courtney Barnett: „New Speedway Boogie”
12 Mumford & Sons: „Friend of the Devil”
13 Lucius: „Uncle John’s Band”
14 The Lone Bellow & Friends: „Me and My Uncle”
15 Lee Ranaldo, Lisa Hannigan & Friends: „Mountains of the Moon”
16 Anohni and yMusic: „Black Peter”
17 Bryce Dessner: „Garcia Counterpoint”
18 Daniel Rossen, Christopher Bear and the National: „Terrapin Station (Suite)” [ft. Josh Kaufman, Conrad Doucette, So Percussion and Brooklyn Youth Chorus]
19 Angel Olsen: „Attics of My Life”
20 Wilco and Bob Weir: „St. Stephen (Live)”

Lightning (Vol. 2):

01 Bonnie „Prince” Billy: „If I Had the World to Give”
02 Phosphorescent & Friends: „Standing on the Moon”
03 Charles Bradley and Menahan Street Band: „Cumberland Blues”
04 Tallest Man on Earth & Friends: „Ship of Fools”
05 Bonnie „Prince” Billy & Friends: „Bird Song”
06 The National: „Morning Dew”
07 Marijuana Deathsquads: „Truckin'”
08 Cass McCombs, Joe Russo & Friends: „Dark Star”
09 Nightfall of Diamonds: „Nightfall of Diamonds”
10 Tim Hecker: „Transitive Refraction Axis for John Oswald”
11 Lucinda Williams & Friends: „Goin’ Down the Road Feeling Bad”
12 Tunde Adebimpe, Lee Ranaldo & Friends: „Playing in the Band”
13 Local Natives: „Stella Blue”
14 Tal National: „Eyes of the World”
15 Bela Fleck: „Help on the Way”
16 Orchestra Baobab: „Franklin’s Tower”
17 Luluc With Xylouris White: „Till the Morning Comes”
18 The Walkmen: „Ripple”
19 Richard Reed Parry with Caroline Shaw and Little Scream: „Brokedown Palace” [ft. Garth Hudson]

Sunshine (Vol. 3):

01 Real Estate: „Here Comes Sunshine”
02 Unknown Mortal Orchestra: „Shakedown Street”
03 Hiss Golden Messenger: „Brown Eyed Woman”
04 This Is the Kit: „Jack-a-Roe”
05 Daniel Rossen and Christopher Bear: „High Time”
06 The Lone Bellow & Friends: „Dire Wolf”
07 Winston Marshall, Kodiak Blue and Shura: „Althea”
08 Orchestra Baobab: „Clementine Jam”
09 Stephen Malkmus and the Jicks: „China Cat Sunflower – I Know You Rider”
10 Bill Callahan: „Easy Wind”
11 Ira Kaplan & Friends: „Wharf Rat”
12 The Rileys (Terry and Gyan Riley): „Estimated Prophet”
13 Man Forever, So Percussion and Oneida: „Drums – Space”
14 Fucked Up: „Cream Puff War”
15 The Flaming Lips: „Dark Star”
16 s t a r g a z e: „What’s Become of the Baby”
17 Vijay Iyer: „King Solomon’s Marbles”
18 Mina Tindle & Friends: „Rosemary”
19 Sam Amidon & Friends: „And We Bid You Goodnight”
20 The National With Bob Weir: „I Know You Rider (live)”

]]>
/potezny-hold-dla-grateful-dead/feed/ 0
Frankie Cosmos: On The Lips /frankie-cosmos-on-the-lips/ /frankie-cosmos-on-the-lips/#comments Sun, 13 Mar 2016 23:39:17 +0000 /?p=9151 Frankie Cosmos powraca ze świeżym materiałem. W ostatnim czasie Greta Kline, bo tak w rzeczywistości nazywa się artystka, zapowiedziała kolejne wydawnictwo i podzieliła się trzema utworami: „Sinister”, „Is It Possible/Sleep Song” oraz najnowszym „On The Lips”.

Co ciekawe, ostatni z nich był już zawarty na I’m Sorry I’m Hi Let’s Go – jednym z kilku mini-albumów, które powstały przed 2014 rokiem, kiedy to Greta zaczynała przygodę z tworzeniem muzyki. „On The Lips” w nowej aranżacji to czarująca kompozycja, zawierająca lekką gitarową melodię, podążający za nią bas i najprostszy perkusyjny rytm. Przewodzi im spokojny, czysty głos Frankie Cosmos. Daje to, po raz kolejny, zwykłą radość słuchania i chęć powrotu do muzyki 21-latki zawsze, gdy przyjdzie ochota na przyjemne, niewymagające skupienia piosenki.

Album pod tytułem Next Thing ukaże się 1 kwietnia nakładem Bayonet Records. Będzie to następca debiutanckiego longplaya (trwającego 17 minut) Zentropy z 2014 roku oraz zeszłorocznej EP-ki Fit Me In.

]]>
/frankie-cosmos-on-the-lips/feed/ 0
The Record Company – Give It Back To You, recenzja /the-record-company-give-it-back-to-you-recenzja/ /the-record-company-give-it-back-to-you-recenzja/#comments Thu, 03 Mar 2016 15:21:14 +0000 /?p=8659 Darowane pianino, kilka wzmacniaczy, zestaw perkusyjny sklecony po kosztach, setki starych winyli i gramofon. To wyposażenie salonu basisty The Record Company – Alexa Stiffa. Trzech nie najmłodszych muzyków właśnie tam spędzało kolejne dni swojego życia zawiązując długotrwałą przyjaźń, dyskutując o wpływach Muddy’ego Watersa czy The Rolling Stones na kształt muzyki oraz dojrzewając do decyzji o założeniu zespołu. W tym pomieszczeniu rejestrowali swoje pierwsze kompozycje i grali krótkie sety dla znajomych. Konto The Record Company właśnie zasilił pierwszy longplay. Mimo że przez ostatnie miesiące trio notowało artystyczny progres, Give It Back To You został nagrany w tej samej bazie, na przedmieściach Los Angeles.

Po takim wstępie mogłoby się wydawać, że trójka dorosłych facetów boi się wystawić nos poza salon Stiffa. Nic bardziej mylnego. Zeszłej jesieni miałem okazję zobaczyć jak The Record Company wypada na żywo. Nikt, kto znajdował się na widowni, nie podejrzewał ich o tak wielkie zaangażowanie w swój występ. Zwłaszcza, jeżeli miejscem akcji był podupadający dom kultury gdzieś w zapomnianej części Polski. Goście ze Stanów przekazali publiczności tyle rockandrollowej energii, że jestem w stanie stwierdzić, iż jako support postawiliby poprzeczkę wysoko nawet Jackowi White’owi.

Tamten wieczór ma kluczowe znaczenie dla mojego odbioru niniejszego wydawnictwa. W rozmowie przed koncertem lider grupy – Chris Vos – zapewniał mnie, że Give It Back To You będzie najlepszym albumem, jaki Company byli w stanie stworzyć. Niestety, Chris nie miał racji. W domowym studio zabrakło tej pasji, którą natychmiast dostrzegłem w oczach muzyków podczas scenicznego szaleństwa. Nie najlepsza produkcja spłaszczyła i wręcz ugrzeczniła brzmienie grupy. Drugim zarzutem jest niewłaściwy dobór utworów na płytę. Numery akustyczne dosyć wyraźnie przeważają nad tymi brudnymi, elektrycznymi, które wychodzą zespołowi po prostu lepiej. Odwrotnie było na EP-kach (Superdead, Feel So Good), które świetnie oddawały żywiołowość i spontaniczność mieszkańców LA.

Dobrych stron Give It Back To You na szczęście jest znacznie więcej niż złych. Marc, Alex i Chris to wciąż utalentowani muzycy, idealnie czujący ducha bluesa z południa. Obycie z gatunkiem, w którym się obracają, pozwoliło im stworzyć równy album pełen piosenek zapadających w pamięć. Spośród gigantów przełomu lat 60/70, Company najbliżej jest do klimatu The Grateful Dead i bluesowo-folkowych dokonań Led Zeppelin z płyty III.

Brzmienie zespołu wbrew pozorom wyróżnia się na tle setek innych rockandrollowych bandów, czerpiących z klasyki sprzed pięćdziesięciu lat. Trio oferuje uwypukloną sekcję rytmiczną, a więc przesterowany bas Alexa Stiffa („On The Move”) i perkusyjny groove Marca Cazorli („In The Mood For You”). Jakkolwiek trudno zapomnieć o wysokich umiejętnościach Chrisa Vosa, który zasłużył na najwięcej pochwał. Slidem gra tak, jakby gitara była dziecięcą zabawką („Off The Ground”), a do tego dysponuje bezbłędnym wokalem, sprawdzającym się zarówno w połączeniu z hałaśliwymi, szorstkimi riffami, jak i w emocjonalnych, miękkich balladach („This Crooked City”). Inne, wykorzystane w rozsądnych dawkach, instrumenty to wspomniane pianino, obsługiwane przez basistę („Rita Mae Young”) i oczywiście harmonijka Vosa („Give It Back To You”).

Nic dziwnego, że docierając do zakończenia nasuwa mi się następująca konkluzja. Gdybym tamten listopadowy wieczór spędził w domu, ten album oceniłbym wyżej. Jednakże mało kto widział koncertowe możliwości The Record Company, dlatego z czystym sumieniem mogę polecać Give It Back To You, jako wydawnictwo pełne rollowego żaru. Bo jak Chris Vos, w jednej z typowych dla siebie sentencji, stwierdził – Roll jest równie ważne jak Rock.

]]>
/the-record-company-give-it-back-to-you-recenzja/feed/ 0
Iggy Pop: Sunday /iggy-pop-sunday/ /iggy-pop-sunday/#comments Fri, 26 Feb 2016 12:13:45 +0000 /?p=8784 Przed wydaniem najnowszego krążka, Iggy Pop dzieli się trzecim z dziewięciu utworów, które utworzą tracklistę Post Pop Depression. Premiera wydawnictwa już 18 marca. Nie tylko partiami gitary, ale również produkcją płyty zajął się Joshua Homme – lider Queens of the Stone Age. Poprzednie single – „Gardenia” i „Break Into Your Heart” – znakomicie wypadły na żywo w programie The Late Show Stephena Colberta.

W „Sunday”, bo taki tytuł nosi kolejny utwór, znajdziemy mocne, typowe dla lat 70 brzmienie. Drżący głos Iggy Popa znów nieźle komponuje się z melodyjnymi wstawkami Josha oraz wyrazistym perkusyjnym rytmem Matta Heldersa. Długi numer, trwający nieco ponad 6 minut, wieńczy dostojne orkiestralne outro.

Przyzwoite single zwiastują mocne wydawnictwo, prawdopodobnie najlepsze od lat zważając na ostatnie dokonania Iggy Popa. W jednym z wywiadów artysta przyznał nawet, że Post Pop Depression może być jego ostatnim albumem studyjnym.

Europejka część trasy koncertowej Popa:

04.05. Sztokholm, Szwecja – Cirkus
05.05. Frederiksberg, Dania – Falconer
07.05. Berlin, Niemcy – Tempodrom
08.05. Hamburg, Niemcy – Mehr! Theater
10.05. Amsterdam-Zuidoost, Holandia – Heineken Music Hall
13.05. Londyn, Anglia – Royal Albert Hall
15.05. Paryż, Francja – Le Grand Rex
04.06. Wiedeń, Austria – Rock in Vienna *
17.06. Aarhus, Dania  – Northside *
19.06. Hinwil, Szwajcaria  – Rock the Ring *

*Iggy Pop solo

]]>
/iggy-pop-sunday/feed/ 0
Wire: Nocturnal Koreans /wire-nocturnal-koreans/ /wire-nocturnal-koreans/#comments Thu, 25 Feb 2016 17:19:30 +0000 /?p=8746 Legendarna grupa Wire powraca z nowym-starym materiałem. Singiel „Nocturnal Koreans” jest utworem z nadchodzącego mini-albumu o tym samym tytule. Całość będzie dostępna 22 kwietnia. Płyta ma bazować na piosenkach napisanych na poprzednie wydawnictwo – Wire z ubiegłego roku.

„Nocturnal Koreans” został napisany podczas amerykańskiej trasy koncertowej w 2013 roku. Bezsenna noc w bostońskim hotelu przyniosła typowe dla zespołu, w ostatnich latach, brzmienie – jednostajne, lecz pochłaniające. Gładki gitarowy riff dopełniony przyjemną dla ucha elektroniką plus wycofany wokal Colina Newmana przywołują na myśl nocną przejażdżkę po centrum jednej z amerykańskich metropolii, a w dodatku za każdym odsłuchem brzmią coraz lepiej.

]]>
/wire-nocturnal-koreans/feed/ 0